Po pieczeniu ciasta drożdżowego zostało mi kilka białek, żal było wyrzucić, więc szukałam pomysłu. Zależało mi, żeby było szybkie wykonanie. Agata podrzuciła inspirację z niezawodnego bloga mojewypieki. Podjęłam wyzwanie, choć przygotowanie wymagało wbrew moim potrzebom cierpliwości i czasu. Babeczki powstawały etapami. Najpierw piekłam spód, w nocy miksowałam masę, a rano zafundowałam im kąpiel w czekoladzie. Konsumpcja też powinna odbywać się na raty, bo deser jest sycący i bajecznie słodki. Przypomina moje ulubione w dzieciństwie ciepłe lody. Tamte były w wafelku, te otoczone są aromatyczną babeczką. Czekolada z każdym ruchem łyżeczki rozkosznie się przełamuje.To taki smak przyjemności, do której będę wracać.