3 razy D. Tak powinnam nazwać to danie. Dobroć, delikatność, dosłowność. Po świątecznym nasyceniu potrzebne, bo nienarzucające się swoją lekkością. Skromne w swej prostocie i smaczne zarazem. Krewetki wymieszane z chilli i cytryną. Związek, któremu przez noc całą lepiej nie zakłócać spokoju. Niech mają warunki do intensywnego zbliżenia i przenikania. Subtelnie podejrzyjcie je przed podgrzaniem. Posypcie świeżą kolendrą i ogrzejcie w piekarniku. Krewetki w tym wydaniu kierują mnie kulinarnymi myślami w stronę ceviche. W oryginalnej wersji pozostają surowe, w mojej wariacji trafiają w ramiona ognia. I to ciepło dobrze im robi. Współpracuje z pomidorkami, które ze swojego soku tworzą bezwolnie słodko-kwaśny sos. Nie tęsknią za przyprawami, nie myślą o soli. Wystarcza im ostrość chilli i kwaśność cytryny. Duetu nie do pobicia. Także w kwestiach zdrowotnych. Cytryna wspiera odporność, papryka słusznie rozgrzewa i odchudza. Sól za to blokuje wodę, winna jest opuchliźnie. Lepiej więc włączyć się do akcji Cisowianki Gotujmy zdrowo - mniej soli i po prostu nie doprawiać, tam gdzie nie trzeba.