Są takie ciasta, których smak uzależniony jest od pogody. Przynajmniej dla mnie. Sernika na zimno w towarzystwie śniegu nie jadam:) Za to na tarasie ze słońcem otulającym łagodnie twarz, zawsze chętnie. Wybrałam maliny, bo teraz najwięcej ich na targowych straganach. Do tego udały się w tym roku wyjątkowo. Szczęśliwie trafiam na te słodkie, soczyste, o całkiem sporych rozmiarach. Kupuję kolejne pudełka każdego dnia i zmieniam w olśniewające desery. Zaletą tego sernika jest brak pieczenia. W wersji dla leniwych mieszamy, miksujemy, rozdrabniamy i chłodzimy. Jeśli zdecydujecie się zrobić go wieczorem, do porannej kawy stężeje idealnie. Wybierzcie nieco twarde maliny, mniej dojrzałe. Najlepiej łączą się z kremowym serkiem. A potem już tylko rozkoszujcie smakiem. Lekkim, przyjemnym, takim, jak lato:)