Trzy blogerki i tydzień obfitujący w wyzwania nie do zmarnowania. Taki zacny plan w sierpniu realizowałam z marką Amica , która uczestniczkom podarowała najnowszy model lodówki ułatwiający niewyrzucanie jedzenia. To wszystko dzięki specjalnemu systemowi, w jaki sprzęt jest wyposażony. Sama korzystam z niego i zauważam różnicę.

Kinga z Kuchennego Kodeksu, Pomysłowa Mama Agata i Perfekcyjna w domu Kinga przygotowywały kreatywne kulinarne inspiracje i obdarowywały nimi swoich czytelników. Dziewczyny sprawdzały, czy robienie zakupów z listą ma sens, gotowały zgodnie z planem i resztki znalezione w lodówce zmieniały w intrygujące dania. Była pizza dla kilkunastu osób, kremowe lody, sałatki, tarta. I porcja pysznych emocji. Blogerki chodziły po zakupy z własnymi siatkami, gotowały w rytmie sezonu i udowadniały, że lepiej najpierw zajrzeć do lodówki niż pójść do sklepu.

Po 7 dniach zmagań na zwycięskie miejsce podium trafiła Pomysłowa Mama i to Ona wygrała miejsce na warsztatach kulinarnych, które prowadziłam w poznańskim showroomie AMICA. Agata została moją asystentką. I poradziła sobie wyśmienicie. Mogłam ją wyściskać i pogratulować.

Na lekcję niemarnowania jedzenia dotarły także inne blogerki - @savoryorsweetpl, @owsiana, @beata_kro, @mantulien, @everydayflavours, @upieklo_mi_sie, @tysiagotuje.pl. Ponieważ wiedziałam, że wszystkie będą z Wielkopolski, w menu zaakcentowałam to pyzami na parze i pyrami.

ZrobiÅ‚yÅ›my zioÅ‚owe pieczone pulpety z ziemniaków w sosie z dojrzaÅ‚ych pomidorów 

  • kilogram ugotowanych ziemniaków 
  • 5 dojrzaÅ‚ych pomidorów 
  • puszka ugotowanej ciecierzycy (200g)
  • 2 jajka
  • 2 kromki czerstwego chleba razowego
  • szczypta papryki wÄ™dzonej 
  • cebula 
  • zÄ…bek czosnku
  • natka kolendry 
  • sól, pieprz
  • skórka i sok z cytryny 
  • 4 Å‚yżki oliwy 
  • 3 Å‚yżki wody

Ziemniaki przełóż do miski, dodaj odsÄ…czonÄ… ciecierzycÄ™ – nie wylewaj wody po niej. Ugnieć tÅ‚uczkiem do ziemniaków lub zblenduj oba skÅ‚adniki. Dopraw solÄ…, pieprzem. Chleb zetrzyj na tarce, poÅ‚owÄ™ dodaj do masy. KolendrÄ™ posiekaj drobno, poÅ‚owÄ™ dodaj do ugniecionej ciecierzycy i ziemniaków. DrugÄ… część odłóż. CebulÄ™ i czosnek drobno pokrój. Wmieszaj do pozostaÅ‚ych skÅ‚adników i połącz z jajkami oraz skórkÄ… cytryny. Z masy formuj niewielkie pulpety. Każdy obtocz w pozostaÅ‚ym startym pieczywie. Na patelni rozgrzej oliwÄ™ – przesmaż pulpety z obu stron, a potem gorÄ…ce ułóż w naczyniu żaroodpornym. 

Pomidory pokrój w drobnÄ… kostkÄ™. Przełóż do miski, dodaj sok z cytryny, pozostałą posiekanÄ… kolendrÄ™, paprykÄ™ wÄ™dzonÄ…, sól, pieprz oraz wodÄ™. Wymieszaj. Sosem polej podpieczone pulpety. Piekarnik nagrzej do 185 stopni. Wstaw naczynie z pulpetami i zapiekaj przez 25 minut. 

Buraki zamarynowałyśmy w soku z wiśni i wypełniłyśmy nimi krucha tartę. A z sos, w którym warzywa się kąpały zredukowałyśmy, doprawiłyśmy cukrem i postała emulsja do polania pyz. Taki zero waste w kuchni.

Tarta z marynowanymi w soku z wiÅ›ni burakach 

  • 250 g mÄ…ki 
  • 125 g masÅ‚a
  • Jajko 
  • Szczypta soli 

MÄ…kÄ™ zagnieć z zimnym masÅ‚em, dodaj jajko i sól, szybko wyrób ciasto, gdy bÄ™dzie gotowe, przełóż je do miski, przykryj i schowaj do lodówki na pół godziny. 

W tym czasie przygotuj nadzienie:

  • 4 nieduże buraki 
  • 300 ml soku z wiÅ›ni 
  • sok i skórka z pomaraÅ„czy 
  • 2 zÄ…bki czosnku
  • 200 ml Å›mietany 30%
  • 4 jajka 
  • sól/pieprz
  • pÄ™czek Å›wieżej miÄ™ty

Buraki umyj i obierz, pokrój na mandolinie bardzo cienko i wszystkie plastry przełóż do miski. Warzywa zalej sokiem z wiÅ›ni oraz z pomaraÅ„czy.  Dodaj posiekanÄ… miÄ™tÄ™. Wymieszaj i zostaw na 15 minut. 

W drugiej misce wymieszaj jajka ze Å›mietanÄ…, posiekanym czosnkiem. Dopraw solÄ… i pieprzem. 

Schłodzone ciasto rozwałkuj i wyłóż do formy na tartę. Piekarnik nagrzej do 180 stopni, wstaw spód tarty i zapiekaj 10 minut. Buraki odsącz, ułóż je na gorącym podpieczonym spodzie. Posyp skórka pomarańczy Zalej całość masą jajeczną. Wstaw formę ponownie do piekarnika i zapiekaj 25 minut. Przed podaniem udekoruj miętą.

Na deser były pyzy. Dzięki świetnej funkcji parowej - gotowane w piekarniku. Pokochałam tę funkcjonalność. Debiutowałam z bułkami na parze przygotowanymi w ten sposób i byłam zaskoczona ich puszystością i lekkością. By uruchomić funkcję pary, wystarczyło wlać wodę do odpowiedniej komory w piekarniku.

Bułki na parze z owocami

  • 35 g Å›wieżych drożdży
  • 100g cukru 
  • 225ml letniego mleka
  • 450g mÄ…ki pszennej
  • 75g roztopionego masÅ‚a
  • wiÅ›nie pozostaÅ‚e po soku
  • szklanka wody 
  • 2 Å‚yżki brÄ…zowego cukru
  • 3 Å‚yżki czerwonego wina

Drożdże rozpuść w letnim mleku razem z cukrem i 2 łyżkami mąki. Zostaw do czasu, aż zaczyn urośnie (ok. 10-15 minut). Wlej rozczyn do pozostałych składników i zagnieć ciasto (Zostaw ciasto do wyrośnięcia. Wyrośnięte ciasto rozwałkuj ciasto na ok. 1,5cm grubości i wycinaj szklanką pampuchy. Przykryj pampuchy ściereczką i zostaw do wyrośnięcia na ok. pół godziny. Pampuchy gotuj na parze w przez 10 minut.

W tym czasie do garnka przełóż wiÅ›nie, wlej wodÄ™,wino  i wsyp cukier. Gotuj na maÅ‚ym ogniu przez 10 minut aż sos nieco zgÄ™stnieje. Gotowe pampuchy polej gorÄ…cym sosem. 

W poznańskim showroomie Amica spędziłyśmy niemal cały dzień. Objadłyśmy się obficie i poznałyśmy patenty na niemarnowanie. Zobaczyłyśmy także, jak zmieniała się technologia. W studiu było sporo sprzętu, który marka produkowała przez lata. Interesująca podróż w kulinarną przeszłość. I poczucie ogromnej satysfakcji, że dziś technologiczne rozwiązania w lodówkach Amica sprzyjają ograniczeniu marnowania jedzenia. W trakcie naszej dyskusji narodziło się kilka cennych pomysłów, jak jeszcze można bardziej troszczyć się o kupowaną żywność. Okazało się, że gdzie kucharek kilka - tam moc inspiracji. Dlatego uwielbiam takie spotkania i wymianę myśli.

Jeśli macie apetyt na podobną kulinarną przygodę - obserwujcie profil Amica AGD na Facebooku. Tam pojawiają się zaproszenia na pyszne warsztaty. Ja dziękuję wszystkim za nasze sierpniowe spotkanie. Była moc resztek.

WpadajÄ… mi w ucho pierwsze dźwiÄ™ki Å›wiÄ…tecznych przebojów. WidziaÅ‚am już romantycznÄ… komediÄ™ obudowanÄ… bożonarodzeniowÄ… scenografiÄ…. NastawiÅ‚am ciasto na dÅ‚ugo dojrzewajÄ…cy piernik staropolski. KompletujÄ™ powoli przepisy na dania, którymi chciaÅ‚abym ugoÅ›cić bliskich. Co roku dobarwiam menu, klasyki serwujÄ™ w towarzystwie totalnych premier. LubiÄ™ zaskakiwać, sprawiać frajdÄ™. ProÅ›by o przepis sÄ… najlepszÄ… recenzjÄ… moich kulinarnych poczynaÅ„. Grudniowo moje myÅ›li krążą wokół Å›wiÄ…tecznego obiadu. JakiÅ› czas temu czerwony barszcz  i zupa z suszu wyeliminowaÅ‚y grzybowÄ… z naszego wigilijnego jadÅ‚ospisu. Ale za to nadrabiamy w czasie Å›wiÄ…tecznego obiadu, bo na stole obowiÄ…zkowo pojawia siÄ™ sos grzybowy. Rzadko sam, dobieram mu do pary soczyste miÄ™so, które otacza z wÅ‚aÅ›ciwÄ… atencjÄ…. Duet pachnie zmysÅ‚owo i kusi niemożebnie, bo grzybowy aromat jest nie do podrobienia.   Do tego swatania staram siÄ™ trzymać w baweÅ‚nianym woreczku garść suszonych grzybów, ale gdy zapasy sÄ… na wyczerpaniu, szukam wsparcia. Wymagania mam spore, bo Å›wiÄ…teczny dom musi pachnieć porzÄ…dnie tym leÅ›nym smakiem nie do podrobienia. Butelka koncentratu Krakus zdaje egzamin i speÅ‚nia oczekiwania. Sos jest gÄ™sty, treÅ›ciwy i wypeÅ‚niony intensywnoÅ›ciÄ…. Koncentrat powstaje z suszonych grzybów i nie ma niepotrzebnych dodatków. ZresztÄ… już otwarcie butelki przynosi tego dowód, bo grzyby dominujÄ… i potÄ™gujÄ… aptetyt.   Mieszam wiÄ™c koncentrat grzybowy ze Å›mietanÄ… i podlewam opieczone sznycle. Na finaÅ‚ sypiÄ™ wszystko tymiankiem i nieoczywistymi chrupkami z kaszy gryczanej. Wychodzi mi z tych eksperymentów sprytna zapowiedź Å›wiÄ…tecznego obiadu. Korzystajcie z niej Å›miaÅ‚o w Waszym przedÅ›wiÄ…tecznym rozgardiaszu.  

Z dynią kumpluję się sezonowo. To taka znajomość, która nabiera rumieńców jesienią i trwa do pierwszych wiosennych nieśmiałych słonecznych promieni. Dynia jest wierna, cierpliwa, niezwodna i odporna. Na moje romanse także. Gdy skruszona w październiku wracam do niej i zapraszam do kuchni, wchodzi z przytupem. Zna swoją wartość i moc. Ja cenię ją za brak kaprysu, chęć dopasowania i cały pakiet witamin. Dynia oczyszcza organizm z toksyn i jest lekkostrawna. Do tego szaleje ilościowo, bo jej rodzina liczy 760 gatunków, ale najłatwiej trafić na kilka z nich zaledwie. Dynia zwyczajna – okrągła, pomarańczowa, wymaga wzmocnienia przyprawami, bo sama smakowo jest mało wyrazista Hokkaido, ma twardą, ale jadalną skórkę i orzechowy miąższ. Idealna do pieczenia i gotowania. Calabaza pojawia się zimą, jest wielka i słodka. Ma jasne wnętrze Piżmowa przypomina gruszkę, jest słodka i najlepiej wykorzystywać ją do deserów Sweet Dumping  drobna, blada, można ją faszerować Makaronowa – do rozpoznania dzięki podłużnemu kształtowi i nitkom, które można łączyć surowe w sałatach. Muszkatołowa trudna do obrania, ale w środku nagradza pomarańczową intensywnością. Genialnie smakuje w surowej postaci, ale i przyda się do zrobienia puree. Dynia jest dość łatwa w uprawie. Nie wymaga specjalnej troski. Podpatruję, jak rośnie pięknie kilka jej odmian w jednym z moich ulubionych ogrodów w Drzewcach. Siłą konceptu restauracji Water&Wine jest natura. Większość warzyw i owoców, które trafiają na talerze gości pochodzi z hodowli rozpościerającej się tuż za oknami kuchni. Nasiona w Drzewcach do ziemi trafiły w czerwcu i bez sztucznych nawozów zmieniły się w atrakcyjne okazy, które możecie zobaczyć na zdjęciach niżej. Teraz czekam na intrygujące dyniowe pomysły, które ekipa Water&Wine zaserwuje gościom na kolacji. Zaglądajcie na ich profil na FB, to też sie dowiecie:) Namawiam też do korzystania z dyniowej dobroci! Dogadujcie się z nią intensywnie. Jeśli potrzebujecie rozgrzania ukręćcie w dużym garnku gulasz. Dorzuciłam do niego czerwonej fasoli, ale i białą i ciecierzycą będzie mu dobrze. Najlepiej napiszcie własną dyniową historię, a mój przepis potraktujcie, jak inspirację.

Mam to szczęście, że jedzenie podrobów wyniosłam z domu. Mama do tej pory gotuje krupnik na kurzych żołądkach (czasem na sercach), ozorki, z nóżek robi galaretę. A flaczki w wykonaniu mamy nie mają sobie równych. Kiedyś na stole pojawiały się również pierogi z płuckami, a także móżdżek. Przez lata na próżno było szukać takich specjałów w restauracjach. Cieszy mnie fakt, że coraz częściej szefowie sięgają po piątą ćwiartkę i podroby powoli przeżywają swój triumf. Z ciekawością podglądam pracę kucharzy w Water&Wine i wspominam przepyszne ozorki jagnięce, które miałam przyjemność tam jeść. Delikatne mięso nie ma sobie równych. Podobnie jest z policzkami, które nie są doceniane w polskich domach. A szkoda, bo to niezwykle delikatne, miękkie mięso. Moja ulubiona część wieprzowiny. Zwykle robię policzki wieprzowe w czerwonym winie i taki plan był i tym razem. Uległ on jednak zmianie, gdy wyciągnęłam z zamrażarki wywar. Wywar z królika, który był duszony w białym winie. Dodałam więc szalotkę, czosnek, rozmaryn i białe wino i zaskakująco smakowały lepiej, niż duszone na czerwonym winie! Zachęcona pracą kucharzy z Water&Wine coraz częściej eksperymentuję w kuchni i nie boję się ożenić królika z wieprzem :) Jeśli nie macie wywaru z królika, zastąpcie go dowolnym bulionem lub nawet wodą. Gwarantuję, że w każdym przypadku tak przygotowane policzki wieprzowe Wam zasmakują. Zawsze robię więcej i mam na co najmniej 2 obiady. Nie martwcie się, jeśli Wam zostaną. Ja zawsze czekam na tą chwilę :) To świetna baza do innych potraw. Już wkrótce pokażę Wam, co jeszcze można zrobić z tak przygotowanych policzków, aby ni było nudo :) Policzki wieprzowe duszone w białym winie Danie brzmi wykwintnie, ale tak naprawdę, to danie z resztek. Robiąc jakiś czas temu królika na obiad, dusiłam go w białym winie i zalałam go wodą. Powstał pyszny wywar, niezwykle esencjonalny (były tam też warzywa i zioła) a zarazem delikatny (w końcu z królika). Było go za dużo do sosu, więc zanim dodałam śmietanę w ostatniej fazie duszenia królika, odlałam i zamroziłam. Buliony mrożę w plastikowych pojemniczkach po mascarpone. Idealnie się do tego nadają, a przy tym nie trafiają u mnie na śmietnik, tylko wykorzystuję je wielokrotnie. W zamrażarce robię z nich piramidki, opisując każde opakowanie. I potem mam do wykorzystania. Z przyjemnością podpatruję szefów kuchni (Marka Flisińskiego i Kamila Raczyńskiego możecie podglądać podczas Chef's Table) i staram się eliminować marnowanie jedzenia do minimum. To naprawdę nie jest trudne, po prostu wystarczy kilka małych nawyków i nie dość, że ma się czyste sumienie, to jeszcze pyszne dania!

od lewej: Kamil Raczyński i Marek Flisiński

Białe wino, które dodałam do policzków, to resztki wina w butelce, które miałam w lodówce. W Water&Wine bez problemu znajdziecie ich własne wina, bowiem na wzgórzach przylegających do restauracji jest winnica z kilkoma szczepami. I wina produkuje się na miejscu, jak większość składników dań. Nigdy nie przestanie mnie to zachwycać! Choć póki co cieszy mnie zerwany na balkonie rozmaryn, własnoręcznie wyhodowany. Nie mam takich terenów jak Water&Wine ale i tak zadziwiająco można wyhodować na miejskim balkonie!

Najczęściej liście kalarepy trafiają na śmietnik. Całkowicie niesłusznie, zwłaszcza, że liście kalarepy mają najwięcej właściwości odżywczych. Znajdziecie tu bowiem witaminę A, C oraz z grupy B. A także potas, wapń, magnez, żelazo, sód, kwas foliowy i karoteny. Wybierzcie młodą kalarepę z mniejszymi liśćmi – są smaczniejsze. W smaku są lekko kwaskowate, coś pomiędzy jarmużem, szczawiem a szpinakiem. Jeśli wolicie łagodniejszy smak, przed użyciem zblanszujcie je (niestety stracą wówczas część wartości odżywczych). Co zrobić z kalarepy Kucharze z najlepszych restauracji wykorzystują całe produkty, jak już wielokrotnie Sylwia wspominała: od trzonka do ogonka. W Sztokholmie w restauracjach z gwiazdkami Michelin coraz częściej najlepsi kucharze stawiają na menu wegetariańskie. Podobnie w Water&Wine, gdzie coraz częściej dania oparte są na warzywach. Podczas naszej ostatniej wizyty przygotowano dla nas prawdziwą wegańską ucztę. Większość składników pochodziła z własnych upraw. Bo to jest właśnie fenomen tego miejsca: zakłady wody Cisowianka (i Perlage) otoczone są łąkami, ogrodem, polem, winoroślami, szklarnią i stawem, skąd kucharze czerpią składniki. Świeżej już po prostu się nie da. Co zrobić z liści kalarepy?

  1. Liście kalarepy można wykorzystać podobnie jak liście szpinaku. Można je udusić na maśle z czosnkiem i mieć dodatek do dania.
  2. Liści kalarepy można drobno pokroić i dodać do duszonej kalarepy. Kalarepę wystarczy obrać, pokroić w kostkę, podsmażyć na maśle, zalać delikatnie wodą i poddusić do miękkości. Dodać liście kalarepy i jeszcze chwilę dusić, doprawić solą i pieprzem i świeżym koperkiem. Tak przygotowana kalarepa smakuje jak młoda kapusta.
  3. Z liści kalarepy można zrobić zielony koktajl. Przepis znajdziecie tutaj.
4. Z młodych liści kalarepy można przygotować pesto, podobnie jak z jarmużu czy liści rzodkiewki. 5. Zupa z liści kalarepy to kolejna propozycja. Można podać ją z jajkiem, jak szczawiową. W wersji chłodnika będzie równie smaczna i idealna na upalne dni. 6. Tym razem przygotowałam kluseczki serowe z liśćmi kalarepy (liście zostały mi po zrobieniu ravioli z kalarepy) To moja, polska wersja włoskich gnudi (które kiedyś przygotowałyśmy z Sylwią z kwiatami cukinii na warsztatach w Toskanii) Kluski serowe z liśćmi kalarepy Kluseczki są mięciutkie. Ich sekretem jest bardzo mała ilość mąki w środku. Dlatego nie dodawajcie jej zbyt wiele. Wystarczy tyle co w przepisie plus dodatkowa mąka na wierzch. kluseczki z liscmi kalarepy Składniki (na 2 porcje, 14 sztuk):
  • mÅ‚ode liÅ›cie z 1-2 kalarepy
  • 250g półtÅ‚ustego twarogu
  • 2 maÅ‚e jajka
  • 1 zÄ…bek czosnku (opcjonalnie) drobno posiekany
  • 2 pÅ‚askie Å‚yżki mÄ…ki plus mÄ…ka do obtaczania
  • sól
  • 1 Å‚yżka masÅ‚a
Sposób przygotowania:
  1. Liście kalarepy umyj i bardzo drobno posiekaj.
  2. W misce wymieszaj twaróg, jajka, posiekane liście kalarepy, 2 łyżki mąki. Dopraw solą (i czosnkiem, jeśli masz ochotę).
  3. Za pomocą 2 łyżek (obsypanych mąką) formuj kluseczki. Ułóż je na desce mocno obsypanej mąką i obsyp je również z wierzchu.
  4. Kluseczki gotuj w osolonym wrzątku. Jak zaczną wypływać, wyłów je za pomocą łyżki cedzakowej.
  5. Kluseczki z liśćmi kalarepy polej roztopionym masłem. Wierzch możesz posypać startym twardym żółtym serem (np. Dziugas lub Bursztyn) lub serem kozim.

Najczęściej pomysły na dania rodzą się niespodziewanie. W moim przypadku powinnam dorzucić jeszcze szczyptę lenistwa. Jak w tym przypadku. Po kolacji zostały mi upieczone warzywa. Pierwotnie planowałam je podgrzać i zjeść z bagietką następnego dnia, jednak brak czasu na obiad szybko zweryfikował ten plan. W 10 minut powstał aromatyczny makaron. Na wierzch trafiła posiekana bazylia z balkonu i starty ser (w wersji wegańskiej go pomińcie). I teraz już wiem, że zawsze będę piec więcej warzy, by drugiego dnia mieć taki obiad. Kolory lata. Czyż nie piękne?

Niekiedy to, co najlepsze czai się w środku. Zbyt nieśmiało, by tupnąć i domagać się atencji. Czeka milcząco na przewidziany dla niego scenariusz. Nie protestuje w przypadku pożegnania. Cieszy się z drobiazgów, gdy ktoś chrupnie go soczyście, już mu wystarczy. Nie ma rozszczeń, łapie przelotne spojrzenia i przegląda się z ciekawością. Przyzwyczajony do bycia niezauważalnym, daje się wrzucić do śmietnika bez pomysłu na ciąg dalszy. A ja chcę stworzyć dla niego właśnie historię. Spersonalizowaną, taką, ja mu się bezsprzecznie należy. Mam więc rolę dla głąba w swoich przepisach. I to tę pierwszoplanową. Głąb kapusty potrafi uwieść. Nie ma w tej deklaracji rzuconej na letni wiatr obietnicy.  To bowiem witaminowa petarda, co wygładza zmarszczki, rozjaśnia skórę i nadaje jej blasku. Magia w czystej postaci, z której najczęściej na własne życzenie rezygnujemy. Bo głąb nie wzbudza zainteresowania. Jest twardy, niemrawy i mało rokujący. W soczystości liści kapusty dostrzegamy natychmiast potencjał. Sama ostatnio proponowałam, by te młode poszatkować na sałatkę. Na głąba, który po niej zostaje, też mam patent. Niejeden nawet. Ukłon w stronę resztek warto zrobić nie tylko dla zdrowia, ale i zmniejszania skali marnowania, która druzgocąco wpływa na klimat. Do śmietnika przeciętnego Polaka co miesiąc trafiają 4 kilogramy jedzenia. Pozbywamy się rzeczy, jakie mogłyby trafić na stół i robić wrażenie. Skórki, obierki, końcówki, głąby, liście pojawiają się w menu wybornych restauracji, a autorzy, którzy mieli odwagę podarować im szasnę, dostają oklaski! Sama biłam brawo ekipie Water&Wine, która wyciska sok  nawet z obierek i końcówek szparagów, pielęgnuje miłość do czerpania z siły natury i wykorzystania każdego produktu bez reszty. To absolutni mistrzowie, z polem za rogiem, własną piekarnią, wielkimi słojami, w których czają się kiszonki i nalewki - w tym ta kurek, co działa cuda! W Drzewcach gotują czarodzieje smaku, autentycznego, szczerego i bardzo dopieszczonego. Ich pomysły są dla mnie inspiracją - dziś z szacunkiem, dzięki Nim traktuję głąba.

Czają się jeszcze i wciąż nieśmiało wypuszczają łodygi, liście czy natki ku słońcu, ale już za moment będzie ich wszędzie pełno i zdominują swą obecnością nasze talerze. Nowalijki pysznią się w wiosennej odsłonie i smakiem nagradzają za wytrwałe oczekiwanie na ich moc. Tej mają w sobie sporo, są pełne witamin i minerałów, od trzonka do korzonka wypełnione energią, która wspiera zmarnowany wylegującą się zbyt długo w płatkach śniegu zimą organizm. Potrzebujemy nasycenia tym, co ma znacznie lżejszy bagaż. W walizce nowalijkowych przyjemności chrupią rzodkiewki, pachną soczystością liście szpinaku, zalewa się różowym pąsem drobna botwina i zielenieje natka   marchewki. Nowalijki wkraczają z tą swoją krzepą do kuchni, stukają o blat i proszą o słuszą uwagę. Mają tyle do opowiedzenia. Nie było ich przez dobrych kilka miesięcy, kazały na siebie czekać, jak zwykle, bo chcą, by garnkach mieszać uczciwie i sezonowo. Gotowanie w rytmie natury ma sens nie tylko ekonomiczny, ale przede wszystkim jakościowy. Jaka tkwi uciecha w tym, żeby w grudniu zjadać pomidory lub ogórki. Brak im wyostrzonego smaku i tej premierowej radości. Czekanie na rozpoczęcie nowalijkowego sezonu ma urok osobliwy, trzeba zafundować sobię tę drobną przyjemność. Szefowie kuchni grają w zielone, propozycje w swoich lokalach dostosowują do tego, co za oknem. W urokliwym miejscu Water&Wine czerpią z luksusu, który sami zasiali. Restauracja ma swój ogród, więc koperek czy pietruszkę zrywa się prosto z grządek. Wydźwiek jest na talerzach, jeśli chcecie sprawdzić, jak wyjątkowy, rezerwujcie u nich stoliki. W Drzewcach niczego się nie marnuje, bo każdy składnik jest zbyt cenny, by trafiał do kosza. Czerpię z tych inspiracji i ideę #zero waste wykorzystuję w swojej kuchni. Odzyskuję moc z pomarszczonych rzodkiewek, zwiędniętą sałatę duszę na patelni, a miękkie marchewki ożywiam miodem. W resztkach tkwi potencjał, niech to, co wciąż dobre trafia na stół, a nie do śmietnika. Młode rzodkiewki mają swój niebywały urok, ale tylko przez moment. Porzucone obrażają się i tracą swą chrupiącą otoczkę, która kusi w nich najmocniej. Ja daję im drugą szasnę w piekarniku. Jeśli jeszcze nie ogrzewaliście rzodkiewek jego ciepłem, spróbujcie koniecznie. Odzyskają swój blask i wrócą na talerz w wykwintnym wydaniu. składniki:

  • rzodkiewki
  • garść pÅ‚atków migdaÅ‚owych
  • Å‚yżeczka soku z pomaraÅ„czy
  • Å‚yżka listków miÄ™ty
  • pÅ‚aska Å‚yżeczka miodu
  • Å‚yżka oliwy
  • sól i pieprz
Rzodkiewki umyć, przekroić na pół lub pokroić w ćwiartki. PrzeÅ‚ożyć na blachÄ™ do pieczenia wyÅ‚ożonÄ… papierem. Piekarnik nagrzać do 180 stopni.W miseczce wymieszać oliwÄ™, miód i sok z pomaraÅ„czy. Sosem polać rzodkiewki. Opórószyć solÄ… i pieprzem. Posypać pÅ‚atkami migdaÅ‚owymi. Do rozgrzanego piekranika wstawić blachÄ™ z rzodkiewkami i zapiekać okoÅ‚o 15 minut - gdy zacznÄ… brÄ…zowieć można wyjąć wczeÅ›niej. Gotowanie w rytmie #zero waste moblizuje do tego, by odkrywać możliwoÅ›ci, jakie daje caÅ‚y skÅ‚adnik. Rzodkiewka ma liÅ›cie, które można pysznie wykorzystać. Jest w nich chociażby dwa razy wiÄ™cej witaminy C niż w cytrynie. JeÅ›li dodtÄ…d jadÅ‚y je jedynie Wasze Å›winki morskie i króliki, poczekajcie na kolejny przepis. PodrzucÄ™ kilka znakomitych podpowiedzi na porzucane zazwyczaj liÅ›cie!  

Nie wiem, czy Hiszpanie za tę grecką fetę w swojej klasycznej toritilli, by się nie obrazili. Ich przepis mówi o ziemniakach, ewentalnie dodaniu im pikanterii papryką i chorizo, a ja tu mieszam kuchnie, zapiekam kawałki pokruszonego owczego sera i posypuję całość szpinakiem. Taki wybór podsunęła mi moja lodówka, w której resztki fety czekały na wykorzystanie. Tortillę zrobiłam z ugotowanych ziemniaków, bo zostało mi kilka z poprzedniego dnia i szukałam na nie pomysłu. W oryginalnej wersji ta zapiekanka powstaje z surowych, cienko pokrojonych i popdpiecznych na patelni plastrów. Dla wizualnego efektu dorzuciłam małe zielone liście świeżego szpinaku i powiem Wam, że nie mam wyrzutów, jeśli zbytnio oddaliłam się od hiszpańskiej tradycji. To połączenie jest warte grzechu. Spróbujcie!

Crepes Suzette to francuska klasyka, zdominowana szykownie przez cukier i masło. Są jednak takie życiowe momenty, że trzeba sobie zafudować puchatą porcję kalorii i nie myśleć o konsekwencjach. Historii powstania  crepes Suzette jest kilka. Wszystkie skupiają się wokół pewnej kobiety o imieniu Sueztte. Dama miała być między innymi przyjaciółką przyszłego angielskiego króla albo aktorką Comedie Francaise. Pewność jest co do tego, że naleśniki muszą pachnieć pomarańczą i karmelem. W niewyszukanym bistro na Montmarte kelner skrapiał  je dla mnie  likierem i widowiskowo podpalał. Na paryskiej ulicy często sprzedają je bez alkoholu. Smakują zawsze:)