Tadżin to gliniane naczynie o stożkowej pokrywce, w którym w krajach arabskich piecze się mięso bezpośrednio na ogniu. Wcześniej ten garnek moczy się w wodzie, dzięki czemu podczas pieczenia woda wyparowuje z niego, a mięso pozostaje soczyste. Potrawa nosi taką samą nazwę, również tajine. W Maroku często dodaje się do niego kiszone cytryny, słodkie suszone owoce (daktyle, morele, rodzynki) i dużo tamtejszych przypraw, zwłaszcza ras el hannout - mieszanka kilkunastu/ kilkudziesięciu przypraw (najszlachetniejsze mieszanki składają się prawie ze 100 przypraw, m.in.: curry, kolendra, kumin, papryka, sól, pieprz, koper, ziele angielskie, imbir, gałka muszkatołowa, goździki, czarnuszka, pączki róż, szafran, chilli). Zawsze też dodawane są warzywa. Wszystko razem się dusi, dzięki czemu całość jest niezwykle aromatyczna. Ja przygotowuję na różne sposoby. Tym razem nie ukisiłam wcześniej cytryny, więc ta wersja jest nieco mniej oryginalna, ale równie smaczna. Jeśli nie macie tadżinu, możecie przygotować tę potrawę w garnku rzymskim w piekarniku. Tadżin przywiozłam 6 lat temu z Maroka i do tej pory żałuję, że wybrałam najmniejsze naczynie. Nie sądziłam jednak, że będę go używać i że sprawdzi się również na kuchence gazowej. Ilekroć przygotowuję tadżin, przypomina mi się noc na pustyni w prowizorycznym namiocie i posiłek podany w wielkim glinianym garnku dla kilku osób.