Nasiona chia przywędrowały do Europy z Ameryki Południowej, gdzie uznawane przez wieki były za jeden z pięciu najważniejszych pokarmów. Indianie jedli każdego dnia łyżeczkę tych ziaren, bo twierdzili, że dają im one siłę do długiej wędrówki. Unia Europejska zaakceptowała je zaledwie pięć lat temu. Nasiona chia mają sporo kwasów tłuszczowych omega 3, błonnika, są źródłem witamin i przeciwutleniaczy. Samo zdrowie w niepozornych, drobnych ziarenkach. Najpierw chia robiły furorę w Berlinie, teraz w Warszawie. Po modzie na burgery, food trucki rozkwitają miejsca dla Wegan. Nie wiem, czy to tylko chwilowy kaprys, który za moment znudzi się degustującym i wyparty zostanie przez nowe kulinarne doznania. Wiem natomiast, że menu bywa ciekawe i pozwala odkrywać zupełnie inne smaki. Nasiona chia kupić można już w wielu miejscach, na pewno znajdziecie je w sklepach ze zdrową żywnością i Kuchniach Świata. W moim osiedlowym markecie też się pojawiły. Ja kupuję je na targu, u ulubionego zielarza. Można je mieszać z rozmaitymi dodatkami, wysypywać do zup, jako ich zagęszczacz, używać do wypiekanego w domu chleba. Albo zrobić z nich deser. Taki deser, który jednocześnie będzie śniadaniem. Bo nasiona chia wymieszane z mlekiem sojowym i kokosowym pęcznieją i sycą na długo.