Pochmurny poranek. Krople deszczu złośliwie snują się po umytej wczoraj szybie. Jesiennie, choć w kalendarzu mija pierwszy tydzień czerwca. A ja, jak w październiku koca potrzebuję, książki i świętego spokoju. I pretekstu, by podnieść się z łóżka. Powolny przegląd planów na dziś pozwala chwilę jeszcze pozostać w pościeli. Na liście sprawy banalne i ta ważna. Obietnica. Ciepłych bułek, które zostawię córeczce na drugie śniadanie. Prosi o nie zawsze w naszej ulubionej piekarni. A ja Ją przekonuję, że najlepsze są w domu. Upieczone specjalnie dla Niej. Maślane, niekoniecznie słodkie, wypełnione truskawkami. Nierówne, niedbale posypane migdałowymi płatkami. Chciałabym, by ich zapach był rozkosznym wspomnieniem dla moich bliskich. Tak, jak ze mną są zapamiętane smaki, które bez względu na to, co pokazuje kalendarz, mój wiek, miejsce, zawsze wracają z dobrą energią.