Został zepchnięty na kulinarny margines przez te wszystkie dominujące na stołach lemoniady i koktajle. Broni się jeszcze dzielnie w barach minionej epoki licząc, że wezmą go do te nieśmiertelnej pomidorowej i ruskich ze skwarkami. Kompot. Najzwyklejszy, najlepszy, najzdrowszy. Z owoców lata, gotowany z tęsknotą za sadem dziadków. Zamknięty w lodówce, dobrze schłodzony. Do niedzielnego obiadu, na piknik i tarasowe lenistwo. Przeprosiłam się z nim pokornie i proponuję wiśniowe orzeźwienie. Nie ma owoców, których nie lubię. Każde z nich wolę w innym wydaniu. Czereśni mi zawsze do kompotu szkoda, najlepsze są te ociekające, prosto z drzewa. Jagody przerabiam kilogramami, maliny mieszam z jogurtem na śniadaniowy początek. Wiśnie gotuję. W owocowej zupie i kompocie.