Lipiec to taki mocarz wakacji. Mógby sobie trwać w nieskończoność, wcale by mi jego montonia nie przekszadzała. Niech się powtarzają te dni ze słońcem, niech pokropi niekiedy, niech dzień dłuży się niemiłosiernie. W lipcu pranie pachnie jego ciepłym wiatrem, a on sam miesza się smakach dojrzałych truskawek, z którymi żegna sie zanim zdąży się porządnie rozkręcić. Nie ubolewa nad tym szczególnie, bo ma przygotowane koszyki zrywanych o świcie malin, porzeczek i jagód. W lipcu najpyszniej można brudzić się sokiem z czereśni i wypijać jakby na zapas kolejne szklanki babcinego kompotu z wiśni. To miesiąc, co targa niestrudzenie wiadro szczęścia w postaci fasolki, bobu, malinowych pomidorów i wykręcających się pod naporem soczystej zieleni ogórków. W lipcu, choć brak mu r, nawet przesądni chcą składać sobie przysięgę na wieki. Ja z lipcem też zawieram umowę. Obiecuję mu, że będę kulinarnie eksperymentować, porzucę, co znane i otworzę nowy rozdział w kuchennym kalendrzu. Energia lipca dodaje mi odwagi, korzystam z wyboru delikatesów ekologicznych Drpelc i szukam koncepcji na tartę w nowym wydaniu. Tymi kruchymi czerpiącymi z francuskiej klasyki jestem nieco znudzona. Smakowo nie mam im nic do zarzucenia, mariaż masła z migdalami jest doskonały, ale czasami trzeba zmiany. Debiut przypadł w udziale orzechom nerkowców, które z sukcesem wykorzystują w deserach veganie. Ja użyłam ich zamiast masła do ciasta i kremu. Z czekoladą rozstać się nie potrafię i w sumie nawet nie mam tego w planach. Po co, skoro dobra, intesywna czekolada jest wsparciem dla organizmu. Wykrzekać się na własne życzenie lekarstwa? Absurd:) Kremową pastę z nerkowców mieszam z mlekiem kokosowym, a śmiałości duetowi dodaję orzeźwiającą porzeczką. Cieszę się, że ktoś już za mnie nie dość, że wybrał bio orzechy, to jeszcze zmiksował je na gładki krem. To spore ułatwienie, kto podjął wyzwanie i kręci domowe masła orzechowe, wie, jaki to ból ręki i obawa o serce blendera. U mnie poległy już dwa. Gdy w paczce z delikatesów ekologicznych Drpelc przychodzi 300 g słoik z pastą z nerkowców jestem zadowolona ze swojego lenistwa. Pasta pyszna, gładka, nierozwarstwiona, a w jej składzie tylko surowe orzechy, nieprażone. Krem jest idealny do wyjadania łyżeczką przed telewizorem. Można nim smarować kanapki i krakersy. Powstrzymuję apetyt, bo większy rodzina ma na tę zapowiedzianą tartę z udziałem nerkowców:) Dropsy z czekolady, które wybieram do tarty pochodzą z Holandii i są słodzone cukrem trzcinowym. Dzięki temu nie dodaję go już do kremu. Z czekoladą w tej postaci wygodnie się pracuje, szybko się rozpuszcza w gorącym mleku i przyjemnie chrupie w cieście tarty. Czekolada ze sklepu Drpelc ma silny charakter, bo choć do spodu tarty dodaję jej niewiele, nie pozwala o sobie zapomnieć, dlatego nazwałam tę tartę czekoladową. W kremie jest jej sporo, lśni w czasie ocieplania jej mlekiem, co potwierdza tylko jakość niewielkich dropsów.