Wprawdzie lato wróciło i dumnie stwierdza, że wciąż nie powiedziało ostatniego słowa, ale ja kuchnię otworzyłam już szeroko dla jesieni. Tyle wokół jej znaków, więc nie ma co dawać się zwieść chwilowym zawirowaniom na termometrze i odganiać myśli o krótszym dniu. Ja zresztą jesień lubię, jestem październikowym dzieckiem, więc przyjmuję ją z całym dobrodziejstwem i urokiem. Garnę się do jej nostalgii, do ciepłego szalika i gorącej czekolady. Cieszą mnie listopadowe odcienie burgundu i złota. A pochmurne popołudnia rozjaśniam śliwkowym creme brulee. Jesienny creme brulee różni się od oryginału. Więcej w nim wyrazistości, która całkiem dobrze radzi sobie ze słodkością zapiekanych jajek i śmietanki. Śliwkowy mus dopełniony cynamonem i tymiankiem podkreśla klasykę deseru, a jednocześnie ubarwia go efektem zaskoczenia.