
Poznałam go w Barcelonie. Przyciągnął moją uwagę tym, co ma na wierzchu. Gdy podziwiałam jego lśniące oblicze ukryte za szybą chłodziarki, nie potrafiłam odgadnąć, co kryje się pod karmelową skorupą. Wracałam do niego każdego dnia, bo szybko przekonałam się, że poznawanie drugiego dna tego deseru, jest najprzyjemniejsze. I świadomość, że można go zrobić błyskawicznie w domowych warunkach. W sklepach są specjalne zestawy do przygotowania tego kremu. Mają opalarkę karmelizującą cukier. Ja ją stosuję, ale wiem też, że można poradzić sobie bez niej.