Niezwykle kremowa. I kaloryczna. Ale dla tego smaku warto akurat o tym nie myśleć. Zresztą można ją sobie dawkować. Jeśli posiada się silną wolę.

Moja babcia zrobiła pewnego dnia pizzę z wiśniami. Wtedy przekonałam się, że włoska klasyka powinna być jednak nienaruszalna. W tym wydaniu skromność jest najlepszym przepisem. Dlatego bezwarunkową miłością pokochałam prostotę  pizzy przywiezionej prosto z Toskanii.

Poznałam go w Barcelonie. Przyciągnął moją uwagę tym, co ma na wierzchu. Gdy podziwiałam jego lśniące oblicze ukryte za szybą chłodziarki,  nie potrafiłam odgadnąć, co kryje się pod karmelową skorupą.  Wracałam do niego każdego dnia, bo szybko przekonałam się, że poznawanie drugiego dna tego deseru, jest najprzyjemniejsze.   I świadomość, że można go zrobić błyskawicznie w domowych warunkach. W sklepach są specjalne zestawy do przygotowania  tego  kremu. Mają opalarkę karmelizującą cukier.  Ja ją stosuję, ale wiem też, że można    poradzić sobie  bez niej.