Tartę Francuzi kochają tak bardzo, że mają aż 3 sposoby na jej pieczenie. Można najpierw zrobić ciasto, wstawić do piekarnika, potem uzupełnić nadzieniem i zapiekać dalej. Można nie dzielić i piec całość od razu. I wreszcie można upiec samo ciasto, a nadzienie zimne albo gorące na gotowe  wyłożyć i podawać bez dodatkowych wspólnych minut w piekarniku. Bez względu na sposób wykonania, tartę polecam. Ta jest już zapowiedzią nadchodzącej w kuchni  jesieni.  

To miejsce urzeka historią. Po raz pierwszy otwarto je w 1896 roku. Mieści się w zabytkowej piaskowej kamienicy  położonej w 9 dzielnicy. Gdy powstało, karmiło głównie zmęczonych robotników, którzy najchętniej wybierali bouillon, czyli sycące warzywa z mięsem. Miało być niedrogo i zarazem smacznie. Mimo upływu lat i zmianie właścicieli, idea ciągle jest realizowana.

Poznałam go w Barcelonie. Przyciągnął moją uwagę tym, co ma na wierzchu. Gdy podziwiałam jego lśniące oblicze ukryte za szybą chłodziarki,  nie potrafiłam odgadnąć, co kryje się pod karmelową skorupą.  Wracałam do niego każdego dnia, bo szybko przekonałam się, że poznawanie drugiego dna tego deseru, jest najprzyjemniejsze.   I świadomość, że można go zrobić błyskawicznie w domowych warunkach. W sklepach są specjalne zestawy do przygotowania  tego  kremu. Mają opalarkę karmelizującą cukier.  Ja ją stosuję, ale wiem też, że można    poradzić sobie  bez niej.