Polędwiczki w sosie na białym winie

Polędwiczki w sosie z białego wina to szybki pomysł na obiad. Pomimo swej prostoty jest eleganckim daniem. Wystarczy kilka składników, aby uzyskać wyrafinowany smak w pół godziny. Pieczenie polędwiczki sprawia, że mięso nie jest suche, jest soczyste, takie jak lubię. Do tego aksamitny sos, z wyczuwalnym winem, który sprawia, że chętnie robię polędwiczki wg tego przepisu. Polędwiczki w sosie na białym winie  

Zupa rybna z grzybami

Do zrobienia zupy rybnej zainspirował mnie Grzegorz Łapanowski,   który podał przepis na zupę rybną z grzybami. Połączenie spodobało mi się na tyle, że musiałam spróbować :) Poza grzybami, moja zupa jest klasyczna, gęsta, z dużymi kawałkami ryb. Chciałam dodać jeszcze krewetki, ale tym razem miałam wyjątkową ochotę po prostu na rybę, zatem krewetki będą następnym razem. Zupa rybna z grzybami Do przygotowania zupy rybnej używa się głów. W zamrażarce mam zwykle kilka, bowiem zostawiam je, gdy kupuję rybę. Jeśli filetuję rybę na obiad, zostawiam również kręgosłup. W ten sposób nic się nie marnuje i zawsze mam podstawowe składniki do zupy rybnej - dokupuję tylko jedną świeżą. Zupa rybna z grzybami

Domowy kefir - grzybek tybetański

O grzybku tybetańskim dowiedziałam się już jakiś czas temu. Można go bez problemu kupić w internecie, np. na allegro. Grzybek rośnie, więc można podzielić się z nim z przyjaciółmi. Tak też grzybek trafił do mnie, bowiem kolega zapoczątkował u mnie pracy hodowlę grzybka. Codziennie ktoś komuś przynosi różyczkę grzybka w słoiku. Ja dostałam od koleżanki (która z kolei dostała od Jacka) - Aniu, bardzo Ci dziękuję :) Teraz codziennie wieczorem piję szklankę świeżego, domowej roboty, kefiru. Domowy kefir - grzybek tybetański Dlaczego warto samemu robić kefir? Kefir z grzybka tybetańskiego ma szereg właściwości zdrowotnych. Powinno się go pić przez 20 dni, a następnie zrobić 10 dni przerwy (wówczas można grzybka zamrozić). Kefir z grzybka tybetańskiego pomaga m.in:

  • regulować przemianę materii,
  • regulować ciśnienie i poziom cukru we krwi
  • zwiększać odporność
  • pozytywnie oddziaływać na skórę, włosy i paznokcie
  • eliminować stany zmęczenia i wyczerpania oraz walczyć z bezsennością
  • hamować proces starzenia się :)
Dopiero zaczęłam kurację, zatem czas pokaże czy będę piękna, młoda i zdrowa ;) Domowy kefir - grzybek tybetański

Podobno   banofee pie uwielbiała  księżna Diana. Łyżkami z tortownicy wyjadała premier Margaret Thatcher. Jestem skłonna w te opowieści uwierzyć. Ze względu na słodycz tego deseru. Takie nagromadzenie  cukru w jednym miejscu  mogą kochać jedynie Brytyjczycy:) Banoffee więc  albo się polubi albo nie. Uczuć ambiwalentych wobec niego nie ma. Naczytałam się o nim sporo, naoglądałam w londyńskich cukierniach. I postanowiłam zaryzykować. Gdy robiłam banoffe pie mąż na kolejno dodawane składniki patrzył sceptycznie:) Przy degustacji wszyscy jednogłośnie zarządali dokładki. W foremce zostały okruszki! banoffee Moja wersja nieco odbiega od oryginału, choć połączyłam w  niej to, co najbardziej brytyjskie.  By nieco złagodzić słodki smak dodałam do śmietany lemon curd. To był gest idealny. Cytrynowa nuta jest mocno wyczuwalna, świetnie gra z ciężkim kajmakiem. Ośmielam się nawet postawić tezę, że to dzięki lemon curd deser cieszył się takim uznaniem:) banoffee pieDobrą wiadomością w sprawie banoffee jest ta, że zawsze się udaje. W wersji najprostszej nawet nie trzeba piec spodu, wystarczy ciastka wymieszane z masłem schłodzić porządnie w lodówce. Można więc ten deser przygotować bez udziału kuchenki:)

Pokochałam ten krem w Londynie. Po powrocie znalazlam go tylko w jednym sklepie. Kupowałam  namiętnie kolejne słoiki, obiecując sobie, że  następnym razem zrobię lemon curd sama.  Lektura angielskich książek kulinarnych  podopowiadała mi, że to żadna filozofia. Tylko przerażał dodatek masła. Wiecie, jak to jest, w gotowym kremie tego nie widać:) A czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal:) Istniała uzasadniona obawa, że  gdybym sama miałabym  łączyć cytryny z masłem, to wraz z rozpuszczającymi się składnikami, znikałaby też miłość do lemon curd:)Ot, taka kobieca logika. lemon curd Przeszukałam dostępne na moich półkach książki  oraz brytyjskie blogi i odkryłam to na co czekałam:) Informację, że bez masła lemon curd też powstaje! Pyszny. Może nieco mniej aksamitny, ale w smaku idealnie cytrynowy, lekko słodki. Rozkosz, mówię Wam:) lemon curd Krem  da się  wyjadać ze słoiczka łyżeczką, co uzależnia. Jest też dobrą bazą do tart, dodatkiem do kremów. W lodówce można go trzymać przez dwa tygodnie po zrobieniu.

Biała Pavlova podbija serca. Naszych znajomych, nieznajomych, czytelników bloga. Bardzo nas ten fakt  cieszy, bo to rzeczywiście zachwycający deser. Prezencję ma dostojną, a do tego smak. Chrupkiej bezy, słodkiego kremu. Kto jeszcze nie próbował, niech nabierze odwagi i ubije białka. Białka z czekoladą to mój debiut. Szukałam pomysłu na wykorzystanie tych, które pozostały z pieczenia czekoladowych babeczek. Miałam ochotę na ryzyko. W głowie mieszałam czekoladę z malinami. Przy malinach w kolejnym obrazie pojawiła się mięta. Mięta miała być posiekana, sos gęsty i ciepły z rozmrożonych i odcedzonych owoców. Doprawiony odrobiną soku z cytryny. Mięty w sklepie nie było. Kupiłam więc czekoladki z nadzieniem miętowym. Z wizji usunęłam maliny. czekoladowa pavlova Czekolada koniecznie musi być gorzka. I ta w bezie i kremie. Cukier sypany bez skrupułów zapewnia odpowiednią dawkę słodyczy. Nie ma więc co przes(ł)adzać. Poza tym beza jest taka, jak być powinna, chrupka z wierzchu, z lekką tajemnicą w środku. czekoladowa pavlova Ciemna Pavlova jest zdecydowanie cięższa od klasycznej,  zastanawiałam się, czy nieco złagodzić ją i dodać uroku owocami. Nawet pokroiłam plastry pomarańczy. Ale pierwszy kawałek zjdałam bez nich. Niczego mi nie brakowało:)

Całe sześć  stron o jedzeniu we Wrocławiu. Taki smaczny dodatek przygotowała przed świętami Gazeta Wyborcza. Dziennikarze sprawdzili popularne, swoje ulubione i polecane przez znajomych oraz nieznajomych miejsca. Napisali o Czeskim Filmie, Jatkach i Cafe Szalet. Zresztą sporo miejsca poświęcili kawiarniom, które dobrze wpisują się we wrocławski klimat i których w mieście jest coraz więcej. Mnie cieszy, że takie miejsca mają charakter, francuski Monsieur Cafe z Więziennej, kolorowa Muffiniarnia na Szewskiej, czy  znajdująca się po sąsiedzku i  oferująca śniadania w nowej odsłonie Giselle. Wrocław kulinarnie pysznie się zmienia. W końcu!O tym, co nam się podoba, a czego brakuje też było w Gazecie:) Poczytajcie. GAZETA WYBORCZA