Green Kitchen. Zielono & zdrowo

"Green Kitchen" chciałam mieć od dawna, jednak ciągle stawało coś na przeszkodzie, aby zamówić anglojęzyczne wydanie. I może dobrze, bowiem kilka miesięcy temu ukazała się w rodzimym języku. "Zielono & zdrowo" to pozycja skierowana dla wszystkich, którzy lubią różnorodne, kolorowe posiłki. Green Kitchen. Zielono & zdrowo Oparta na warzywach i nabiale doskonale pokazuje, jak można skomponować pyszne posiłki. Wszystko sprawdzone przez autorów (autorów bloga Green Kitchen Stories): Dawida, który od lat jest wegetarianinem, jednak niezdrowo się odżywiającego i Louis, która dba o jakość jedzenia, ale nie rezygnuje z mięsa ze sprawdzonych źródeł. książka podzielona jest na kilka obszarów:

  • poranki - propozycje na śniadania, w których dominują placuszki, naleśniki, pieczywo, płatki
Green Kitchen. Zielono & zdrowo

Stół w jej życiu zawsze był ważny. I ten codzienny u dziadka Rysia i ten wakacyjny u babci w Aynata na południu Libanu. Nauczono ją, że rodzina musi trzymać się razem, a gotowanie to karmienie miłością. Samar Khanafer długo nie wierzyła, że ma kulinarny talent. Wprawdzie, zgodnie z libańską tradycją, dostała w posagu od babci i mamy sporo smakowych umiejętności, ale dopiero, gdy zaczęła robić obiady mężowi, doceniona i wspierana, zrozumiała, ile potrafi. Rzuciła pracę w agencji reklamowej, wystartowała w Master Chefie, gdzie pochwalił ją sam Gordon Ramsay i napisała książkę. Hummus, za'atar i granaty Książka Samar Hummus, za'atar i granaty to poezja smakowych doznań. Niebanalna, zaskakująca i inspirująca. Tu nie ma nudnych przepisów na siłę podkręconych inwencją autora. Tu jest prawdziwie i zwyczajnie, wierzę więc autorce, że proponuje mi domowe dania, które są w jej rodzinie od dawna. Samar zdradza swoje libańskie sekrety i przekonuje, że wie, jak zrobić hummus doskonały, choć nie dodaje do niego, jak wielu innych szefów kuchni, sody. Ma słabość do ciecierzycy, którą w naszym domu doskonale rozumie mąż! On pierwszy testował przepisy Samar. Jedliśmy już więc fantastyczną i znikającą  natychmiast przekąskę w postaci  ciecierzycy prażonej z ziołami i zupę na jej bazie z dodatkiem szpinaku.  Laureatka Master Chefa   z lekkością przenosi czytelnika do barwnych arabskich kafejek, wypełnia słodyczą miodu i orzechów desery, więc spokojnie mogłaby być najlepszą ambasadorką tamtego, wciąż tajemniczego regionu.

Jesień obfituje w kulinarne książkowe premiery. Czekam na nie i składam zamówienia korzystając ze swoich październikowych i listopadowych świąt. Niektóre prezenty jednak trafiają do mnie niezależnie od okazji. Tak jest z polecanymi    Wam dziś - Wegetariańską Szkołą Gotowania i Smoothie Dietą Koktajlową. Obie   z wydawnictwa Jedność zachęcają, wbrew pogodowej aurze, do lżejszego gotowania. Zatem przynosimy z targów i bazarów dorodne warzywa, soczyste owoce, z szaf wyjmujemy miksery albo blendery, by szykować odpornościową zdrowotną ucztę. ksiązki kucharskie Przepisów na nią w obu książkach nie brakuje. Koktajlowa dieta nawet dostosowuje się do zimy i proponuje, jak w jej czasie oczyścić organizm z toksyn i stracić kilogramy. Wegetariańska szkoła gotowania to lekki podręcznik dla kulinarnych laików. Tytułowe "krok po kroku" funkcjonalnie prezentuje się wewnątrz książki i rzeczywiście czytelnik może śledzić każdy ruch noża. Do tego pełen pakiet obrazkowych informacji ułatwiających rozpoznanie konkretnych składników. ksiązki kulinane

Urzekają mnie książki pachnące. Tak wyraźnie farbą drukarską i  wspomnieniem maszyn, spod których wyszły. To moje ulubione pierwsze wrażenie. Potem już zachłannie  karmię się kolejnymi apetycznie wypełnionymi stronami. Notuję w pamięci przepisy do zrobienia. Daję się zaskoczyć. Pozwalam uwieść niebanalnym połączeniem. Zawstydzam, że sama na nie  wpadłam.  Bywa,  że zazdroszczę kulinarnej wyobraźni  i odwagi.  I mam swój subiektywny przepis na dobrą książkę - musi  poruszać moje emocje. Marta    Dymek i jej autorska Jadłonomia to potrafi. Choć nie jestem weganką, daję  się tej kreatywnej dziewczynie złapać za rękę i prowadzić   przez te wszystkie strączkowe pasty, zupy z mlekiem roślinnym, desery bez jajek. Blogerka przekonuje mnie, że polubię chłodnik z sałaty i ciasto buraczane. Jadłonomia Marta Dymek Jadłonomia oferuje 100 przepisów nie tylko dla wegan - jak zaznacza na okładce autorka. Ja premierowo wybieram ten na sałatkę z rukoli. Czekam na gości, danie główne dochodzi w piekarniku, potrzebuję przystawki. Owoców łączonych z sałatami nigdy odmawiam, śliwki ubóstwiam, do dudniącego o okienne szyby deszczu pasują jesiennie. Nieco obawiam się intensywności cynamonu, więc nie obtaczam w nim grzanek, a zaledwie oprószam zielone liście sałaty. Sałatka wzbudza pożądanie i prośby o przepis powtarzane jeszcze następnego dnia. Solidny plus dla autorki przepisu, który okazuje się sukcesem:) Inne też są skrojone pod niego, ze względu na prostotę, której jednak nie można odmówić wyjątkowości. Marta Dymek odczarowuje czerwoną kapustę i syci ją daktylami oraz granatem. Dba o to, by w kuchni nic się nie marnowało i z łodygi brokułu kręci pesto. Niewątpliwie blogerka ma na tę kuchnię wege pomysł i choć nikogo nie zamierza przeciągać na siłę na swoją roślinną stronę, to nawet zadeklarowanych mięsożerców zainspiruje. Pokazuje bowiem, ile rozmaitych zastosowań mają  popularne warzywa. I robi smalec z fasoli:) sałatka z rukoli i śliwek

Sztuka dobrego jedzenia - Hemsley + Hemsley - recenzja

O książce "Sztuka dobrego jedzenia"myślałam już od jakiegoś czasu, bowiem wiernie śledzę bloga sióstr Hemsley. Jedna z nich przez 15 lat była modelką, druga podróżniczką, która potem zajmowała się marketingiem. Wspólnie stworzyły brytyjskie przedsiębiorstwo oferujące dietetyczne posiłki. Książkę można łatwo zamówić w internetowej księgarni BookMaster.pl, dzięki czemu bardzo szybko znajdzie się ona na Waszych półkach. Tę pozycję zdecydowanie warto mieć. Sztuka dobrego jedzenia - Hemsley + Hemsley - recenzja Metoda żywieniowa Hemsley + Hemsley opiera się na diecie bez glutenu, bez rafinowanego cukru i bez niezdrowych tłuszczów. W zamian dostajemy pyszne, zdrowe i pożywne posiłki. Książka jest bardzo ładnie wydana, opatrzona zdjęciami, które wzmagają apetyt ;) Przepisy są napisane bardzo przejrzyście, krok po kroku, opatrzone wstępem, informującym m.in. o wartościach odżywczych tego dania. Są tez porady, jak można przygotować coś szybciej lub wykorzystać zamiennik. W większości przypadków są zapisane zamienniki przy trudniej dostępnych produktach w Polsce (np. arrowroot - maranta trzcinowa). W książce "Sztuka dobrego jedzenia" jest też rozdział o zaopatrzeniu w kuchni, czyli produkty, jakie warto mieć pod ręką. Faktycznie większość przepisów opiera się na nich, więc mamy gwarancję, że je wykorzystamy. Sztuka dobrego jedzenia - Hemsley + Hemsley - recenzja

Piekę zdrowy chleb i ciastka

W tym przedświątecznym zabieganym tygodniu mamy dla Was dwie prezentowe inspiracje. Dzięki wydawnictwu Burda trafiły do nas najnowsze książki podróżniczki  Beaty Pawlikowskiej. Obie związane z ... jedzeniem. Przeczytajcie nasze recenzje i pobiegnijcie do księgarni. Książka pod choinką to zawsze trafiony prezent. Ja sama zamówiłam ich od Gwiazdora  kilka:) Beata Pawlikowska podróżuje nie tylko po niesamowitych zakątkach zaskakującego świata, ale i kuchni. Szuka harmonii i spokoju. Chce, by jedzenie jej nie szkodziło, a dawało siłę i lekkość. Przez lata odżywiała się chaotycznie, bez planu. O menu decydował przypadek. Dziś słucha siebie. Słucha organizmu, który sam wybiera to, co dla niego najlepsze. Podróżniczka żyje bez niepotrzebnego bagażu. Jedzenie Jej nie męczy, jest przyjemnością, nawet na diecie. Diecie cud. Przepisem na nią dzieli się w swojej najnowszej książce. Beata Pawlikowska Moja dieta cud nie jest zbiorem przepisów i rad, jak schudnąć. To opowieść o pogodzeniu się z samym sobą, o akceptacji siebie. Tę najważniejszą podróż Beata Pawlikowska rozpoczęła jakiś czas temu. Po kolejnej nieudanej diecie, liczeniu kalorii, jedzeniu chudego sera, chudego jogurtu i mleka, które miało mało procent. I wartości. Była więźniem własnych ograniczeń i obrazu, który rysowała w lustrze. Buntowała się przeciw dietom i równie konsekwentnie je stosowała. Traciła głównie nerwy. I przyszedł ten moment, gdy dotarło do Niej, że zżera ją nienawiść - do siebie.

Dlaczego wino nie pasuje do meczu Bundesligi? Tę nurtującą zagadkę serwuje Michał Bardel w swojej opowieści Zbrodnia i Wina. Po rozwiązanie odsyłam do książki. Jeśli nie zainspirował Was błyskotliwy tytuł, to niech przekona perspektywa podróży po tajemniczych zakamarkach pełnych rozlanego brulnello w Montalcino. Kanałami miasta płynęło sobie beztrosko i niepostrzeżenie osiemdziesiąt tysięcy butelek wartych sześć milionów euro. Finał tej cennej  historii? Oczywiście poznajcie sami:) Sięgnąć po tę wydawniczą nowość warto, nie tylko dla zagadek, ale i winiarskiej wiedzy. Serwowana jest ona apetycznie i kusząco. Każda butelka ma swoją anegdotę. Okazuje się, że wino naprawdę potrafi być powodem tytułowej zbrodni. Świat zna ich wiele,   a Michał Bardel zebrał je w zgrabną całość i pozwala się delektować bez ograniczeń. Autor miał być kryminologiem, był filozofem, a jest dziennikarzem i podróżnikiem. Ta mieszanka z sukcesem odbija się w Jego literackim debiucie zbrodnia i wina Są więc opowieści z policyjnych kartotek, jak  ta  o córce, która donosi na własnego ojca, bo rzekomo nie może znieść, że do swojego wina dolewa to z innego regionu. Inspektorzy z czarnymi walizkami  o świecie więc pukają do drzwi, ojciec domyśla się, że wizytę smutnych panów zorganizowała sfrustrowana córka, która  spieszy się do przejęcia winiarskiego spadku. Pojawiają się godna filozofa sugestia, że wino nie łączy, jak w kolorowych reklamach folderów, a dzieli i bywa, że prowadzi z pozoru niewinnych handlarzy na szubienicę.  Bywają reporterskie  śledztwa dotyczące różnych odcieni czerwonego wina. W książce dostajemy setki beczek, każda ze swoim wyjątkowym bukietem i barwą. Niektóre skłaniają do zbrodni. O zaskakujących motywach. zbrodnia i wina Czytanie tej książki bez wina też jest zbrodnią:) Zresztą, nawet, jak ktoś spróbuje i tak wraz z kolejnymi stronami ulegnie. Bo ileż można tylko  wyobrażać sobie te butelkowe   gwiazdy z Francji, Hiszpanii, czy bezpiecznej pod tym względem i nieco nudnej Szwajcarii. Michał Bardel, koneser i znawca wielu gartunków nie przechwala się wiedzą szczególnie, a raczej sugeruje, podpowiada i inspiruje. Dzięki jego lekcjom wiadomo, że na przyzwoite wino we wspomnianej Szwajcarii wydać można po przeliczeniu jakieś 50 złotych. Łatwiej będzie wybrać wino we francuskim supermarkecie albo toskańskiej winiarni.

Macierzyństwo wyostrza zmysły. Te kulinarne także. Pojawia się w głowie radar, który każe kontrolować skład, czytać etykiety i szukać najzdrowszych rozwiązań. Te doświadczenia niestety nie są budujące. Biszkopty dla niemowlaków nasączane cukrem. Kaszki bez niego do znalezienia na sklepowych półkach z trudem. Jogurty dla kilkumiesięcznych dzieciaków też słodzone. Soki, jak zachęca opis z ekologicznych jabłek, gruszek, specjalnie wyselekcjonowanych w trosce o małe brzuszki też  z cukrem. Patrzę na to z oburzeniem mieszanym ze zdziwieniem. Po co przeszkadzać naturze, męczyć maluchy i przede wszystkim uczyć złych nawyków. Nie jestem idealistką i nie wierzę, że moja córeczka nie będzie jadła słodyczy. Uważam jedynie, że im później ich spróbuje, tym lepiej. Na razie kontroluję dietę swojego dziecka, więc z przyjemnością przeczytałam dwie części poradników Zamień chemię na jedzenie. Książki udowadniają, że bez wielkiego wysiłku i wyrzeczeń  można przeprowadzić rewolucję w swoim menu. Zamień chemię na jedzenie Julita Bator karmiła troje swoich dzieci bez refleksji. Tym, co było pod ręką, jak było wygodnie. Dzieci jednak chorowały, a Ona szukała przyczyny. Po długiej batalii znalazła ją w ... jedzeniu. I uwierzyła, że ono jest najlepszym lekarstwem. Droga do tej wiedzy była pełna eksperymentów. Autorka, co podkreśla, nie jest ani dietetykiem ani wojującą ekolożką. Jest rodzicem, który chce, jak najlepiej dla swoich dzieci. Z ich jadłospisu mama wyeliminowała większość tego, co jest sztuczne i zupełnie niepotrzebne naszemu organizmowi. W swoich poradnikach - Zamień chemię na jedzenie - przekonuje, że zdrowa żywność to nie tylko ta ze sklepu z ekologiczną żywnością, kilka razy droższa niż w zwykłych marketach. zamień chemię na jedzenie W swoich książkach Julita Bator na czynniki pierwsze rozkłada skład wielu popularnych produktów. Sprawdza po co w kakao cukier i etylowanilina. Wątpliwości zaznacza znakiem zapytania, sztuczne dodatki minusem. Dzięki temu jest przejrzyście i czytelnie. Od razu wiadomo, gdzie czai się potencjalny wróg:) Walka z chemią w książkach rozgrywa się na kilku polach. Najpierw poznajemy słabe strony niszczących nasz organizm dodatków, potem zdrowe zamienniki, a w końcu dobre przepisy. Okazuje się, że nie trzeba radykalnie zmieniać swoich i dzieci przyzwyczajeń, by jeść lepiej. Wystarczy tylko wiedzieć, co szkodzi i czego  możemy używać w zamian. Taki chociażby rafinowany, czyli przetworzony cukier.  Jest prawie  wszędzie, zerknijcie na etykiety. Tymczasem to on niszczy naszą odporność, zęby, przyciąga grzyby i wirusy. Do domowych wypieków można spokojnie używać cukru nierafinowanego. Julita Bator proponuje apetyczne przepisy na lody, karmelki, a nawet lizaki. Bo nie chodzi o to, by być rodzicem radykałem, by odmawiać sobie i innym przyjemności, tylko o to, by jeść świadomie i zdrowiej.

Będę szczera. To danie zrobił mój mąż:) Ja jednak też miałam w tym obiedzie udział. Nie, nie pokroiłam warzyw:) Podsunęłam mężowi książkę Kocham Toskanię.  Spędził z nią cały wieczór i  zaplanował menu na kolejny dzień. Pomidorów w takiej wersji wprawdzie  wśród przepisów Giullii Scarpaleggia nie ma, ale najlepsza włoska blogerka kulinarna okazała się wyśmienitą inspiracją.  Dziewczyna  ma zresztą wpływ na  mężczyzn niesamowity.  Mój niegotujący szwagier po tej lekturze oznajmił: Przechodzę na dietę toskańską i  jednym tchem wymieniał, jakich to chlebów z przepisów Giulii piec nie zamierza.  pomidory faszerowane     Mnie Giulia kusi od dawna.  Delikatnością, szacunkiem dla kulinarnej tradycji babci i nieokiełznaną miłością do jedzenia. Gotuje po włosku, namiętnie oraz  soczyście.  Skromnie  dzieliła się pasją na swoim blogu, aż tu nagle została zauważona, kariera nabrała rozpędu i dziś Włoszka gra w pierwszej kulinarnej lidze. Jej blasku nie zdołała przyćmić nawet sama Ellen Siverman, wybitny fachowiec od fotografii kulinarnej, która książkę blogerki wsparła swoimi zdjęciami. Portrety jedzenia rozczulają zmysły, ale to opowieści Giulii są najcenniejsze. Potrafią odurzyć swą szczerością. Zachwycić pasją. I skłonić do gotowania:) pomidory faszerowane  Nie trzeba Kochać Toskanii, by pokochać tę książkę. Za historię, która trafia na stoły. O białej trufli gigancie, którą zlicytowano na międzynarodowej aukcji albo o cantucci z Prato. Podróż wyborna i do tego zupełnie na gapę. Po toskańskich winnicach, urokliwych zakamarkach, uginających się od ciężaru pomidorów i cukinii targowych skrzynkach.   Warto dać się porwać Giulii Scarpaleggii.

To jest książka idealna. Dla wszystkich tych, którym wiecznie w kuchni brakuje kulinarnej koncepcji . Wystarczy połączyć dzień w kalendarzu z dniem w książce i już pojawia się gotowe rozwiązanie dylemat zawartego w nurtującym haśle : Co dziś na obiad? W lipcową środę  Menu Italiano podpowiada krewetki z jarzynami i brzoskwiniowym coulis. Adekwatnie do upału za oknem:) Na ten tydzień jest jeszcze konfitura z melona, paccheri z kurczakiem i tarta z cukinią. Ciekawie, bez monotonii. I oczywiście po włosku. Menu ITALIANO   Na szczęście włoska kuchnia jest bogata, więc obficie zagospodaruje 365 dni roku. Przepisami można dowolnie żonglować, mi najbardziej podoba się opcja wyszukiwania na chybił trafił. Otwieram tam, gdzie mi kartka się zatrzyma i gotuję. Dorsza albo polędwicę. Lasange czy zrazy. Przy okazji sporo się uczę. Menu Italiano odkrywa przede mną sekrety włoskiej sztuki kulinarnej. Bo dotąd nie miałam pojęcia co to takiego cialdine z parmezanu. Teraz już wiem, że to  proponowane na początek maja koszyczki serowe. Piecze się je w postaci kulek do zarumienienia, a gdy zaczną się rozlewać, wyjmuje z piekarnika i nakłada na wałek albo spód niewielkiej butelki. Chwilę tak pozostawione układają się w zgrabne koszyczki. Środek można napełnić sałatką lub delikatną wędliną. Prezentuje się godnie i zaciekawia. Zresztą sami możecie się przekonać, zerkając na wirtualną wersję książki tutaj.