Gotować z tego co pod ręką. Obok, za płotem. Na targu za rogiem. Luksus i szczęście. Miewam je w sezonie i czepię z niego namiętnie, choć bywa, że daję się skusić egzotycznej marakuji, którą kroję do ciasta, zamiast chociażby soczystych sierpniowo moreli. Gdy nie błądzę, marzę o własnym ogródku z marchewką, polach lawendy i miętą pachnącą obłędnie. Może kiedyś. Teraz cieszę się doniczkami na balkonie, które zielenią się przez całe lato. Bezpiecznie czuję się z całą paletą aromatycznych ziół, które robią moje dania. Szałwia zawsze dobrze zgra się z masłem i mięsem, tymiankiem sypię poranne tosty z serem i miodem, bazylia wzmacnia lemoniadę ogórkową, a rodzajów mięty mam pięć, na różne okazje. pasta z pieczonej papryki Do tego, co obok, dołożyłam coś, co jest niedaleko, czyli tymianek połączyłam z rozpoczynającą swój najlepszy czas papryką. Pasta z upieczonych warzyw pachnie nieco wakacyjnym ogniskiem, zaostrza się czosnkiem i łagodzi aksamitnością masła z nerkowców. Kremem chciałam smarować grzanki, ale w zasadzie najsmaczniej wyjada się go ze słoika bez dodatków. pasta z pieczonej papryki W kuchni nie należy mieć więc planu, a przynajmniej nie trzeba trzmać się go kurczowo. Tak gotuje szef jednej z najciekawszych restauracji, jakie widziałam -  stworzonej przy rozlewni wody Cisowianka w Drzewcach. Marek  Flisiński zerka przez szyby swojej kuchni i widzi, jak w ogrodzie tuż obok kiełują warzywa, które posadził. Z pobliskiego lasu wraca z grzybami i serwuje je na obiad. Na razie jedynie pracownikom rozlewni albo ich gościom, ale już niebawem do Water&Wine zaprosi wszystkich chętnych. Warto jesienią przy drodze do Nałęczowa rezerwować stoliki, bo Marek Flisiński świetnie bawi się prezentacją dań, zaskakuje wykorzystaniem nawet banalnej marchewki, a smakowa wyobraźnia pracuje mu nieustannie na wysokich obrotach, serwując efekty nagradzane aplazuem. Na razie ja nieśmiało czerpię wzorce z mistrza i w bliskiej mu akcji Cisowianki Gotujmy Zdrowo polecam tę zdrową, sezonową pastę z papryki.

Latem wybieram lekkie dania. Raz na jakiś czas tęsknię jednak za smakiem z dzieciństwa i kurczakiem na niedzielny obiad.   Kupuję wówczas kurczaka na wsi i piekę w całości. Ma zupełnie inny smak, niż taki poporcjowany. I zupełnie inny niż ze sklepu, gdyż kurczak żyjący na wolności ma wyrobione mięśnie, dzięki czemu mięso jest sprężyste, co jest mocno wyczuwalne w smaku. Sekretem (poza kurczakiem ze sprawdzonego źródła) są tu zioła. Dajcie takie jakie lubicie, ale dużo :) Ja wykorzystuję do tego zioła, które rosną u mnie na balkonie (poza krwawnikiem zerwanym na łące). Kurczak nafaszerowany masłem ziołowym jest niezwykle aromatyczny i ma chrupiącą skórkę (pamiętam, jak jako dziecko chciałam jeść tylko ją ;)) Kurczak pieczony z dzikimi ziołami Przepis ten wspiera akcję Cisowianki - Gotujmy zdrowo. Zamiast soli wykorzystałam cały bukiet ziół, który już podczas zrywania nadawał niesamowity zapach. Od lewej: lubczyk, estragon, rozmaryn, ruta, krwawnik, szałwia, mięta, oregano _MG_2183 (kopia)

Jest w końcu ten czas, który pozwala kuchenny stabilny stół zamienić na tarasowy drewniany niepozorny mebel. Nie on jednak ma tu znaczenie, a to co na nim stawiam. W porze letniej, ciepłej kolacji wynoszę na zewnątrz smaki dzieciństwa. Niepozornie ułożony stos placuszków, które nieco odchudziłam. Wyrzuciłam z nich białą mąkę, dosypałam migdałowej i owsianej. Rumieni się ta kolekcja i odbija w lśniącymi kroplami miodu w zachodzącym słońcu. Sporo w tych placuszkach, które teraz modniej jest nazywać pankejkami sezonowych owoców - malin, borówek i jagód. Ich słodycz powoduje, że nie trzeba już słodzić cukrem, miód jest bardziej dekoracją. placuszki migdałowe Ile bym tym placuszków nie upiekła, tyle zniknie z talerzy. Cieszą się nawet powodzeniem u sąsiadów, którzy zwabieni zapachem, dopytują nieśmiało o powody przyjęcia na tarasie. A przecież nie ma specjalnego, lato po prostu, które trwa tak krótko, więc trzeba cieszyć się każdą jego ciepłą chwilą. Placuszki migdałowe do takiego niezaplanowanego świętowania nadają się wyśmienicie, do przepisów z akcji Cisowianki gotujmyzdrowo również. Są lekkie, sycące, na dobrej patelni smażone bez tłuszczu, pachnące tym, co lipiec ma w sobie najpyszniejszego. placuszki migdałowe

Lipiec to taki mocarz wakacji. Mógby sobie trwać w nieskończoność, wcale by mi jego montonia nie przekszadzała. Niech się powtarzają te dni ze słońcem, niech pokropi niekiedy, niech dzień dłuży się niemiłosiernie. W lipcu pranie pachnie jego ciepłym wiatrem, a on sam miesza się smakach dojrzałych truskawek, z którymi żegna sie zanim zdąży się porządnie rozkręcić. Nie ubolewa nad tym szczególnie, bo ma przygotowane koszyki zrywanych o świcie malin, porzeczek i jagód. W lipcu najpyszniej można brudzić się sokiem z czereśni i wypijać jakby na zapas kolejne szklanki babcinego kompotu z wiśni. To miesiąc, co targa niestrudzenie wiadro szczęścia w postaci fasolki, bobu, malinowych pomidorów i wykręcających się pod naporem soczystej zieleni ogórków. W lipcu, choć brak mu r, nawet przesądni chcą składać sobie przysięgę na wieki. DSC_0423 Ja z lipcem też zawieram umowę. Obiecuję mu, że będę kulinarnie eksperymentować, porzucę, co znane i otworzę nowy rozdział w kuchennym kalendrzu. Energia lipca dodaje mi odwagi, korzystam z wyboru delikatesów ekologicznych Drpelc  i szukam koncepcji na tartę w nowym wydaniu. Tymi kruchymi  czerpiącymi z francuskiej klasyki jestem nieco znudzona. Smakowo nie mam im nic do zarzucenia, mariaż masła z migdalami jest doskonały, ale czasami trzeba zmiany. Debiut przypadł w udziale orzechom nerkowców, które z sukcesem wykorzystują w deserach veganie. Ja użyłam ich zamiast masła do ciasta i kremu. Z czekoladą rozstać się nie potrafię i w sumie nawet nie mam tego w planach. Po co, skoro dobra, intesywna czekolada  jest wsparciem dla organizmu. Wykrzekać się na własne życzenie lekarstwa? Absurd:) tarta czekoladowa z kremem z nerkowców i porzeczkami Kremową pastę z nerkowców mieszam z mlekiem kokosowym, a śmiałości duetowi dodaję orzeźwiającą porzeczką. Cieszę się, że ktoś już za mnie nie dość, że wybrał bio orzechy, to jeszcze zmiksował je na gładki krem. To spore ułatwienie, kto podjął wyzwanie i kręci domowe masła orzechowe, wie, jaki to ból ręki i obawa o serce blendera. U mnie poległy już dwa. Gdy w paczce z delikatesów ekologicznych  Drpelc  przychodzi 300 g słoik z pastą z nerkowców jestem zadowolona ze swojego lenistwa. Pasta pyszna, gładka, nierozwarstwiona, a w jej składzie tylko surowe orzechy, nieprażone. Krem jest idealny do wyjadania łyżeczką przed telewizorem. Można nim smarować kanapki i krakersy. Powstrzymuję apetyt, bo większy rodzina ma na tę zapowiedzianą tartę z udziałem nerkowców:) pasta z orzechów nerkowca tarta czekoladowa z kremem z nerkowców i porzeczkami Dropsy z czekolady, które wybieram do tarty pochodzą z Holandii i są słodzone cukrem trzcinowym. Dzięki temu nie dodaję go już do kremu. Z czekoladą w tej postaci wygodnie się pracuje, szybko się rozpuszcza w gorącym mleku i przyjemnie chrupie w cieście tarty. Czekolada ze sklepu  Drpelc  ma silny charakter, bo choć do spodu tarty dodaję jej niewiele, nie pozwala o sobie zapomnieć, dlatego nazwałam tę tartę czekoladową. W kremie jest jej sporo, lśni w czasie ocieplania jej mlekiem, co potwierdza tylko jakość niewielkich dropsów. tarta czekoladowa z kremem z nerkowców i porzeczkami

Co zjesz dzisiaj na śniadanie?  Pytanie to rozpoczynało dzień w domu Małgosi Minty, dziennikarki i blogerki, która przed wakacjami wydała swoją pierwszą książkę. W książce dzieli się przepisami na apetyczne rozpoczęcie dnia. Ma pomysły i na ekspresowe posiłki, które trzeba robić, gdy budzić dzowni zbyt późno i na leniwe przeciągające się do południa poranki. Śniadanie to dla niej zawsze punkt obowiązkowy. Nieważne, jak gęsto zapisany ma swój kalendarz, na ile wydarzeń musi zdążyć, z kim się spotkać. dzień dobry Są w tych śniadaniach wspomnienia z dzieciństwa i przygotowywana z dziadkiem awanturka. Koniecznie z razowcem na zakwasie. Jest rytuał pieczenia chleba i robienia domowej konfitury. Małgosia Minta proponuje w rytmie tego, jak sama je. Bladym świtem, o poranku, na wynos, leniwie, na zapas. To niezobowiązujący spis rozdziałów i smaków, którymi blogerka chce się dzielić. Inspiracji szuka na targach, w małych piekarniach, wśród bliskich, których przepisy też znajdziecie w książce. Dziennikarka zagląda na wszystkie ważne kulinarne wydarzenia, cieszą ją drobne smakowe odkrycia i pozwala im rozgościć się w swojej kuchni. dzień dobry Smaży więc libańską szakszukę i wzamcnia ją po intesywnym treningu. Odczarowuje banalne kanapki i dodaje im klasy ricottą oraz chili. Poznańskim gzikiem przypomina o tradycji, awokado miesza i z rzodkiewką i pietruszką, a nawet i truskawkami. Książka to nie tylko pakiet gotowych rozwiązań na poranne wzmocnienie,ale i podprogowe przesłanie, że po śniadaniu można już wszystko. Dzień zupełnie inaczej wygląda, gdy zacznie się go z pieczoną owsianką lub bułeczkami wypełnionymi jagodami. Sama przerzucając kolejne strony żałuję, że śniadań w tygodniu jest tak mało! dzień dobry Zawsze jest dobry czas, by wykoczyć z łóżka nieco wcześniej. Podreptać boso do kuchni, zajrzeć na półki, a Małgosia Minta w swojej książce radzi, czym je wypełnić. Wybrać składniki i delektować się nie tylko jedzeniem, ale i chwilą. Bo najlepszy przepis na śniadanie autorka ma jeden. Czas, który można mu poświęcić! Złe śniadanie psuje cały dzień, więc lepiej poczekać z nim do obiadu:) dzień dobry Małgosia Minta Dzień dobry - śniadania z Małgosią Mintą. Warszawa, 2016 Książka do kupienia w dobrej cenie w księgarnii BookMaster  

Mam wrażenie, że są już wszędzie. Wirują w sałatce, zdobią ciasto, ubarwiają lemoniadę. Kwiaty z bukietów trafiły na talerze i wygląda na to, że zostały całkiem dobrze przyjęte. Ja o nich wiem niewiele, robią na mnie kulinarne wrażenie, więc postanowiłam się podszkolić w sprawie ich wykorzystania. Moją edukacyjnym mentorem jest  Małgorzata Kalemba- Drożdż, autorka książki, którą wybrałam sobie w internetowej księgarnii BookMaster. Jadalne kwiaty to studia, które zaliczyć można w fotelu, a egzaminy zdawać we własnej kuchni, testując nieoczywiste przepisy. kwiaty jadalne Urzekły mnie kwiatowe galaretki, które żal jeść, takie robią wrażenie. Stylowo prezentuje się też tort z kwiatów z białą czekoladą, kusi szampański mus arbuzowy z niecierpkiem. Jak to musi smakować letem wieczorem w ogrodzie. Sałatka z nasturcjami jest świetnym wyborem na obiad w słońcu, a sama książka nie tylko zbiorem takich oryginalnych przepisów, ale i lekcją botaniki. Uda się z autorką nadrobić zaległości ze szkoły, bo Magorzata Kalemba Drożdż snuje opowieść o 130 gatunkach roślin, które można bez obaw zjeść. Jej przygoda zaczęła się niewinnie od fiołków, a potem już te zapachy i smak zawładnęły nią całkowicie. Swojemu czytelnikowi Małgorzata Kalemba Drożdż, doktor biochemii i autorka bloga Trochę inna cukiernia przypomina, że kwiaty zjadali już starożytni Rzymianie i nie ma co się ich obawiać. Mogą być urzekającą dekoracją, aromatyczną przyprawą lub głównym składnikiem dania. Są kwaśne, słodkie, ale i takie zupełnie bez smaku. Autorka przekonuje, że na pewno nie są beznamiętne. Ja dopiero muszę się o tym przekonać, bo na razie zachwycam się kwiatami w postaci dekoracji. A jedyne jakie dotąd jadłam z niekłamaną przyjemnością - to kwiaty cukini. Tymczasem w książce jest przepis na sałatkę z układanymi w bukietach aksamitkami i pasztet również z ich dodatkiem. kwiaty jadalne Książka to porządna instrukcja dla laików, którzy chcą nauczyć się rozpoznawać jadalne kwiaty. Zdjęcia ułatwiają zadanie, jest w nich coś z botanicznego albumu.Można dowiedzieć się, jak nie mylić barwinka z fiołkiem i dlaczego bezpieczniej jest próbować jedynie listków. Mamy do dyspozycji tabele kwitnienia i rzetelne podpowiedzi, do jakich wyrobów konkretne kwiaty nadają się najbardziej. jadalne kwiaty To książka dla tych,co są sceptyczni i mają pewne obawy wobec kwiatów i tych, którzy dali się ponieść kwiatowej fali i też chcą ją wpuścić do swoich kuchni. Ciekawa, poprata solidną wiedzą i jasnym przekazem, że kwiaty są jadalne i mogą dodać nie tylko koloru naszym talerzom. kwiaty jadalne Kwiaty Jadalne Małgorzata Kalemba - Drożdż Wydawnictwo Pascal Książka do kupienia w atrakcyjnej cenie na stronie księgarnii BookMaster Zapisz

W kulinarnych książkach najbardziej lubię szczerość. Nie zdjęcia i nawet najlepsze przepisy, tylko opowieści, którym daję się ufnie uwieść. Cieszy mnie każde słowo autora, jego refleksje, pasja, którą chce się hojnie dzielić. Takie książki to lekcja gotowania, którą dostaję wraz z egzemplarzem niesionym z księgarni do mojej domowej kuchni. DSC_1317 Ziarno Dominiki Wójciak jest prawdziwe. W 100 sposobach na nasiona widać wiedzę zwyciężczyni Masterchefa, jej chęć poszukiwania i efekty odkryć.  Wyczuwa trendy i robi hipsterski deser  chia, ale jednocześnie wrzuca kilka przepisów na rodzime siemię lniane zachwalając je równie mocno. Autorka przypomina o skarbach z babcinych spiżarni - są więc gryka, proso i owies, ale w towarzystwie, o którym babcia nie miała pojęcia - tahiny, garnata, czy harissy. Duety zaskakująco udane, choć momentami odważne - jak owsianka z miso, syropem klonowym i białym makiem.   Innych już w zasadzie zostałam fanką i cieszę się na urozmaicenie tych moich śniadaniowych monotonnych kompozycji.  Ja serwuję owsiankę przede wszystkim na słodko, a Dominika rzuca wyzwanie i chce, żeby spróbować takiej z kimchi i jajkiem na miękko albo kaszę owsianą wymieszać z zieloną pietruszką i pesto z rukwi.   ziarno Fantazji nie brakuje jej także przy orkiszu, choć razi mnie, gdy zgrabnie wypełnioną nim miseczkę nazywa orkiszottem. Wzdrygam się bowiem na tę modę przesadnego określania wszystkiego z ottem w tytule, jakby zwyczajne nazwy umniejszały smak dania. To z kasztanami, dynią i oliwą truflową pasuje mi do jesiennych wieczorów, gdy dyni pod dostatkiem i potrzeba rozgrzania konieczna. Z orkiszu Dominika piecze też chleb dyniowy i nadziewa nim bakłażany. Patrzę na przepis i w środku upalnego lata tęsknię za pełną deszczu i liści jesienią! ziarno W Ziarnie jest na to oczekiwanie sposób - deser, ale nie taki banalny, jak w kawiarni za rogiem. W końcu książkę napisała zwyciężczyni Masterchefa, która zachwyciła samego Gordona Ramsaya. Dominika Wójciak dzierga więc w kuchni swój placek z "¦ pietruszki i kokosa, który wymyśla, gdy na targu zaczyna być ubogo i trzeba kreatywności, szaleństwa nawet, by upiec coś nieoczywistego. Ona piecze, ja myślę, że jeszcze szklanka gorącego kakao i znowu jest pysznie. Mniej improwizacji widać w szarlotce z amarantusem i gruszkami albo w koktajlu owsianym z pomarańczą i marchewką, ale to nie oznacza, że nie zapisuję ich na liście do zrobienia. Koktajl obowiązkowo na drugie śniadanie, gdy umysł woła o wzmocnienie. ziarno Ta lista z każdą kolejną stroną Ziarna się wydłuża, w końcu stwierdzam, że w zasadzie apetyt mam na wszystko. To naprawdę solidny zbiór przepisów, który zachwyci   i tych, co do tej pory do ziaren nie mieli cierpliwości i tych, co wyłapują wszelkie pojawiające się na bazarowych półkach nowości. W książce wszystkie ziarna są opisane a w pakiecie krótka instrukcja obsługi każdego z nich. Ten konkret ułatwia gotowanie, zaliczamy wstęp, zapamiętujemy i przy każdym następnym przepisie nie trzeba już obawiać się pułapek, jakie mogą w świecie nasion się czaić. ziarno Mnie cieszy, że w chwili diet eliminacyjnych wszelakich książka gloryfikuje ziarna, docenia ich powrót i utwierdza w przekonaniu, że to naprawdę obfitość za stosunkowo niewielką cenę. Dominika Wójciak zebrała 100 przepisów na ziarna, choć patrząc na ich skromny wygląd wydawać by się mogło to rzeczą niemożliwą. Tymczasem każda z tych propozycji jest ciekawa, wizualnie spójna i na pewno zdrowa! Książka w dobrej cenie  do kupienia w księgarni bookmaster.pl Ziarno, 100 przepisów na nasiona Dominika Wójciak   Wydawnictwo Pascal Bielsko-Biała, 2016 rok   Zapisz

Rzucają mi się w oczy ostatnie badania obwieszczające z dumą, że śniadanie nie ma wpływu na naszą dietę, nie jest tak ważne, jak dotąd sądzono i w ogóle można je sobie darować. W tym eksperymencie ci co jedli pierwszy posiłek, jak i ci, którzy o nim zapominali, tak samo tracili na wadze i czuli się  podobnie. Badania poparte są powagą naukowców, a mimo to  ignoruję je z całą swoją poranną siłą. Nikt mnie nie przekona, że rezygnacja ze śniadania ma sens. Jestem uzależniona od przyjemnego rozpoczęcia dnia, nauczyłam się nawet odpowiedniej cierpliwej kolejności - najpierw posiłek, potem kawa. Śniadaniem rozpieszczam organizm chyba najmocniej. Dbam o nie z intensywnie domową troską. Jest ciepłe, pachnące, sezonowo dopasowane. Nigdy nie wiem, co będzie dalej z tym wstającym dniem, czy coś nie popsuje mi nastroju, jakiś plan trzeba będzie odłożyć na półkę. Śniadanie daje mi poczucie komfortu. Nie pozwolę go sobie tak łatwo odebrać, o nie! Naukowcy niech piszą, co chcą, ja i tak wstanę ten kwadras za wcześnie, by zgotować sobie coś pysznego. gotujmy zdrowo   Dla wzmocnienia wakacyjnego zdrowia wybieram szpinak z żelazem i chrupką cukinię. Jajku pozwalam, by utworzyło na warzywach naturalny sos. Upajam się ciepłem lata, wstającym tak wcześnie słońcem, dniem, który mam nadzieję mnie zaskoczy. Po takim śniadaniu mogę wszystko. Z taką energią dołączam je do akcji Cisowianki Gotujmy Zdrowo. gotujmy zdrowo

Dziś będzie wpis osobisty. Wyjątkowy. O historii, która, jak wiedzą Ci, co zajrzeli do notki o nas - zaczęła się w piaskownicy. Z tych niezobowiązujących wydawałoby się babek wyrosło marzenie. O miejscu pełnym pasji. Wypełnionym wrażeniami z podróży i doświadczeniem czerpanym od najlepszych szefów kuchni. Po drodze była kariera, premiowana kolejnymi sukcesami, pewna wizja zawodowego rozwoju, dobrych pieniędzy, mieszkania ze stiukami w stylowej kamienicy. Idealny plan, pieczołowicie i precyzyjnie wcielany w życie. Duma, małe i wielkie radości. Gdzieś w tym wszystkim nieśmiało rodził się apetyt. Pożądliwy głód zmiany. Wywrócenia obowiązujących norm do góry nogami. Brylantowa 16 Ta decyzja wymagała niesamowitej odwagi. By zostawić to, co pewne i rzucić się na głęboką wodę kulinarnych wyzwań. Przestać się w kuchnię bawić, pisać o niej na blogu, nieśmiało testować, a chcieć zaprosić nieznajomych. Czasami wymagających. Marudzących. Nie w humorze. Oczekujących zbyt wiele. Mieć pewność, że to krok w dobrą stronę, bo są w rękach atuty nie do wytrącenia. Wiedzy, determinacji. Umiejętności i biznesowej dojrzałości. Brylantowa 16 Ten mariaż zaowocował autorskim miejscem. Brylatnową 16, kuchnią emocjonalną, w której od dziś czeka na Was Agata ze swoim zespołem. Zadbała o każdy detal. Wybrała odcień krzeseł, na których usiądziecie, ziarna kawy i mąkę do makaronu. Mam nadzieję, że każdy, kto zajrzy na wrocławski Ołtaszyn, dostrzeże tę troskę. I wierzę, że to miejsce skazane na sukces. Menu sezonowe, jeśli  dotrzecie tam niebawem koniecznie spróbujcie raviolo z bobem - obłędne. Zaskakuje też ręcznie robione pappardelle z sercem wołowym i masłem orzechowym. To  zapowiada się na torpedę absoloutną  Brylantowej:) Autorem nieoczywistej fuzji  smaków jest świetny szef kuchni Piotr Andruszko. Brylantowa 16 Agato, szefowo, restauratorko - zaciskam mocno kciuki. Za gwiazdki i miejsce w żółtym przewodniku. A przede wszystkim za nieposkromiony apetyt gości, którzy będą wracać. Powodzenia! Wszystkich spragnionych kulinarnych wrażeń, poznania Agaty od  kuchni zachęcam  - zmierzajcie na Brylantową 16 we Wrocławiu.

W upalne dni odstawiam mięso na bok i sięgam po coś lżejszego, ale równocześnie pożywnego :) Ze względu na natłok obowiązków w ostatnim czasie, staram się przygotować posiłek wcześniej, by zawsze móc zjeść coś pełnowartościowego. Świetnie się sprawdza pod tym względem komosa ryżowa, którą gotuję i trzymam w lodówce, a następnie jem z różnymi dodatkami. Tym razem jako sałatka z awokado, szparagami i pomidorkami. Całość podana z oliwą. Taka sałatka jest pyszna i z powodzeniem możecie ją wziąć jako drugie śniadanie do pracy. W przygotowaniu jej ograniczyłam sól, w ramach akcji Cisowianka - Gotujmy zdrowo, dobra oliwa w zupełności wystarczy, by podbić smak. Jeśli macie oliwę truflową, możecie ją użyć dla aromatu. Idealnie się bowiem komponuje ze szparagami i awokado. salatka z quinoa awokado i szparagami Jak ugotować komosę ryżową (quinoa)? Ważne, aby quinoę dokładnie wypłukać na sicie pod bieżącą wodą, mieszając do momentu, aż przestanie się pienić, a następnie odcedź.Wypłukaną komosę ryżową przełóż do garnka i zalej wodą (na 1 szklankę suchej komosy daj 1 i 2/3 szklanki wody). Gotuj, a po zagotowaniu przykryj garnek przykrywką, zmniejsz płomień i gotuj jeszcze przez 5-10 minut. Ugotowaną komosę ryżową zamieszaj i przykryj pokrywką. Zostaw tak quinoę na ok. 15 minut, aby napęczniała. W ten sposób ugotowana komosa ryżowa jest sypka i jędrna. Dlaczego komosa ryżowa?

Quinoa jest bogatym źródłem zdrowych kwasów tłuszczowych i pełnowartościowego białka (o podobnej strukturze jak amarantus). Poza tym ma wiele witamin i składników mineralnych. Wskazana jest dla osób z celiakią czy alergią na gluten, bowiem nie zwiera glutenu. Ma bardzo niski indeks glikemiczny (na 100g tylko 0,87g cukrów prostych), w przeciwieństwie do kaszy jaglanej, zalecana jest więc dla diabetyków. Komosa ryżowa jest bogatym źródłem magnezu, żelaza, fosforu i   łatwo przyswajalnego wapnia. Nie wiem czy wiecie, ale komosa ryżowa ma więcej wapnia niż mleko!