Zbliżający się Sylwester jest doskonałą okazją do przygotowania wyjątkowego menu, czasem, w którym można spróbować tego, czego na tradycyjne obiady nie mamy odwagi podawać. Wszystkich sceptycznych zachęcam więc do zaryzykowania  i poznania smaku ślimaków, które już bez problemu można kupić w naszych sklepach. Kilogram faszerowanych skorupek kosztuje około 50 złotych, są wypełnione masłem ziołowym z dodatkiem czosnku.  

To bez wątpienia moja ulubiona przystawka, taka idealna na kilka kęsów dla zaostrzenia apetytu. Łagodnie słodka gruszka i  ostrzejsza gorgonzola dopełnione cierpkością orzecha włoskiego. Zachwycające! Można całość wstawić na kilka minut do gorącego piekarnika, wtedy ser będzie delikatnie spływał po brzegach owoców. Ważne, by zjeść szybko, bo świeże gruszki lubią zmieniać kolor, nawet jeśli skorpi się je wcześniej cytryną. Świetnie pasują do sylwestrowych kolorowych drinków.

Najpyszniejsze mule jadłam w Paryżu. Serwowała je belgijska knajpka tuż przy placu Chatelet. Ogromna miska wypełniona  muszlami  w sosie pomidorowym  lub z białego wina kosztowała zaledwie 10 euro. Do tego koszyk chrupiących bagietek  oraz -  co zdecydowanie bardziej mi odpowiadało - frytek o grubości palca. Taki zestaw pojawiał się na każdym stoliku. Wieczorami, gdy nie było wolnych miejsc, kelnerzy nie nadążali ze zabieraniem talerzy z pustymi skorupami, które piętrzyły się  niedbale pozostawione przez wciąż nienasyconych gości.    To wspomnienie wraca do mnie zawsze, gdy widzę mule w naszych sklepach. Przygotowuje się je szybko i jeśli są świeże, nie mogą się nie udać. Taka przystawka może uprzyjemnić sylwestrowy wieczór i zaostrzyć apetyt.

To miejsce zdominowane jest przez ryby i inne owoce wyłowione o świcie z morza. Å»e docierają każdego dnia świeże widać na kutrach, które leniwie podpływają do brzegu. Kilka kroków dalej zebrany na nich wcześniej    towar już posegregowany i oczyszczony wystawiony zostaje do sprzedaży. Nie sposób zapamiętać tych wszystkich skorupiaków, które dostępne są w ofercie. Ale można ich dotknąć i podpatrzeć, jak dzielone są na pożądane przez klientów porcje.

Prawdziwie zimowe babeczki. Rozgrzewające, bo najlepsze są zaraz po wyjęciu z piekarnika. Dodające energii, bo mające w sobie aż tabliczkę czekolady. Aromatyczne, bo czuć w nich nutę pomarańczy. I subtelnie okryte bitą śmietaną  oraz  granatem. Smakują  bardzo przyjemnie.

Tę pizzę można uznać za dietetyczną. W cieście jest zaledwie tyle mąki, ile w niewielkiej bułce. Do tego odrobina sera i świeże liście szpinaku. Wszystko ułożone na pomidorowym sosie i na kilka minut wstawione do bijącego ciepłem piekarnika. Najlepiej na kamieniu przeznaczonym do pieczenia ciasta, który jest ostatnim odkryciem w naszej kuchni. Smak jest niepowtarzalny i w co trudno uwierzyć - porównywalny do tego z najlepszych włoskich pizzerii, dlatego została nazwana pizzą mistrza:)

Potrawy z Indii proponowane przez Szkota wychowanego w Anglii,  poleciła Polce,  mieszkającej w Londynie, Hinduska.  To idealna  rekomendacja dla  książki Gordona Ramsay'a. 100 najlepszych jego zdaniem dań, zostało wybranych w czasie   podróży po tym inspirującym kulinarnie kraju. Gordon twierdzi, że każdego roku w Wielkiej Brytanii zjadanych jest 3,5 miliona porcji curry. On sam poznał je w dzieciństwie, gdy specjalnie dla niego, przygotowywała je jego mama. W książce Great Escape przekonuje, że hinduskiej kuchni może nauczyć się każdy, wystarczy jedynie wymieszać odpowiednio te wyjątkowe przyprawy. Mi bardzo posmakowała wegetariańska wersja  chickpea masala, która  jest  świetną przystawką albo dodatkiem do dania głównego.

Ciasto polecone przez Agatę na najlepsze, jakie dotąd jadłam pierniki przekładane śliwkami od 3 tygodni chłodzi się w lodówce. Dziś rozpoczęłam masową produkcję klasycznych pierniczków, które schowane w metalowych puszkach dotrwać mają do świąt. To już ostatanie chwile, bo te ciasteczka potrzebują co najmniej kilkunastodniowego leżakowania, by  były    miękkie i aromatyczne. Tuż przed Wigilią  można je udekorować lukrem, czkoladą, skórką startą z pomarańczy.

Gdzieś przeczytałam, że Polacy wyrzucają aż 9 milionów ton żywności. To daje nam 5 miejsce wśród krajów, które marnują najwięcej jedzenia.  Z dumą więc przyznaję, że ten  pasztet powstał z resztek. Bazą była ciecierzyca, której   za dużo ugotowałam do innego dania. Z nią  połączyłam to,  co  było w lodówce. Pomidora, świeże zioła, kilka ząbków czosnku. Wyszły dwie całkiem spore foremki.  Ich zawartość zniknęła  błyskawicznie.

To kolejne danie przywiezione z podróży. Tym razem na nasz stół trafiło z londyńskiej dzielnicy Barking zamieszkanej głównie przez Hindusów. Kluczowe są przyprawy, najłatwiej kupić je na targu, których w stolicy Wielkiej Brytanii nie brakuje. Masala dostępna jest też w naszych sklepach, wystarczy tylko dobrze poszukać. Ta mieszanka ma charakterystyczny aromat, a mięso dobrze nią nasiąka.