Ten pasztet powstaje tylko na święta, ale w tym roku pomyślałam sobie, że przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by robić go częściej. Pachnie ziołami, jest bardzo wilgotny i puszysty. Można go jeść jako przystawkę, dodawać do kanapek, zamrażać i odgrzewać. Jego przygotowanie wcale nie wymaga wytężonej pracy.
Gizk zwany też pyrą z gzikiem czy gziką pojawiał się w moim domu piątki. To postne danie wywodzi się z Wielkopolski i poza jej granicami rzadko jest znane. A szkoda, bo choć to proste połączenie smaków, to sycące na tyle, że nie odczuwa się jakiegokolwiek braku. Przygotowanie trwa zaledwie chwilę, co w czasie przedświątecznego zamieszania w kuchni jest niezwykle ważne.
Rukola należy do moich ulubionych sałat. Ma w sobie nutę goryczy, która wyróżnia ją spośród innych, jest intensywna i do tego świetnie komponuje się z różnymi dodatkami. Przed wojną hodowano ją w Polsce, potem stwierdzono, że jest zbyt pospolita i traktowano, jak chwast. Wróciła do nas z Francji, gdzie od lat rukola uznawana jest za sałatę wykwintną. W Polsce, jako towar eksportowy osiąga zdecydowanie za wysoką cenę. We Włoszech za to można ją sobie zerwać w czasie spaceru, bo w wielu miejscach rośnie dziko. Tę wersję rukoli z orzechami podkradłam już dawno z restauracji Cegielnia we Wrocławiu.
Coraz częściej myślę o wakacjach i marzy mi się Toskania. Jeśli nie w tym roku, to w przyszłym tam zawitam. Specjalnie dla czytelników Marzy mi się Toskania podaję ten przepis.