
Najpierw kupiłam maliny. Niewielkie pudełko wyróżniało się na targu wśród ziemniaków i cebuli. Skusiłam się, bo potrzebowałam wiosny w kuchni. W lodówce na swój czas czekały białka porzucone przy produkcji lemon curd. Był też cytrynowy krem. Idealnie słoneczny, do rozgrzania, którego pogoda upracie nie chciała nam dać:)Rozdrobniłam, wymieszałam, podgrzałam i wyszła tarta, o którą walkę musiałam toczyć w swoim własnym domu:)
Beza włoska przypomina mi ciepłe lody, dziecięcy deser pojawiający się w moich wspomnieniach. Jest bardzo słodka i delikatna. Tak lekko i z gracją towarzyszy cytrynowemu kremowi i malinom. Mam nadzieję, że sami się przekonacie:)