Często używacie do schłodzenia napoju  lodu? Chcecie, by nie był tylko zwykłym dodatkiem, a cieszył oko i zaskakiwał? Zatopcie w nim owoce, skórkę z cytryny, listek mięty. Wstawcie do zamrażarki i wypatrujcie efektów. Moje wyglądają tak:)  

To deser dla tych, których kubki smakowe zdecydowanie bardziej  podążają w stronę kwaśnego niż słodkiego. Czerwona porzeczka ze swoim  wyrazistym i niepotarzalnym  charakterem dominuje. Jej zaledwie skromnym towarzystwem są kokosowe wiórki skupione w kruszonce. Wnętrze skrywa pewną tajemnicę - subtelną piankę z białek.  

Nie będę tego ukrywać. Powiem Wam szczerze. To nie jest deser dla tych, co na diecie. Ale tarta naprawdę grzechu warta.   No bo, czy jagody muśnięte białą czekoladą mogą źle smakować? Uruchomcie wyobraźnię, a potem piekarnik. Nie pożałujecie. Mnie zainspirowała propozycja, którą znalazłam na blogu mojewypieki.    

Pamiętam, że takie właśnie było moje pierwsze spotkanie z krewetkami.  Wzbogacone pietruszką i zaostrzone chilli. Po latach degustacji dodałam od siebie nieco czosnku. Jeszcze odrobinę pszennego chleba, który przyjemnie chłonie powstający w piekarniku sos. Kieliszek porządnie schłodzonego wina i można dać uwieść smakowej wyobraźni, która z tą przystawką zaprowadzi nas na najpiękniejsze hiszpańskie plaże...

Od takiej delikatnej zupy zawsze zaczynam jedzenie w azjatyckich restauracjach. Wszystkie umieszone na długiej liście w karcie mają tę samą bazę, aromatyczny bulion. W zależności od dokonanego wyboru, zmieniają się dodatki. W naszym domu długo szukaliśmy tego smaku. Ostatnio recenzje pełne zachwytu pokazały, że z pamięci można próbować odtworzyć azjatycki smak w polskiej kuchni. Polecam i zachęcam do tworzenia własnych kompozycji.  

W rankingu moich ulubionych wakacyjnych zup bezapelacyjne wygrywa owocowa. To smak dzieciństwa, zamawiany nawet na studiach, w mlecznych barach, bo tylko tam był obecny. Nie wiem, czy bardziej z przyzwyczajenia, tęsknoty, czy nostalgii, ale nie wyobrażam sobie lata bez obiadu z zupą owocową w roli głównej. Jestem jednak otwarta na nowe kompozycje, dlatego mówię zdecydowane tak coraz popularniejszym chłodnikom. Ten melonowy z kokosową nutą uwiedzie nawet tych, którzy do tej pory takie smaki pomijali w swoim menu niewzruszeni.

Po co kupować je w cukiernii, po co przynosić z supermarketu, skoro można zrobić we własnej kuchni - myślałam wiele razy i wyciągałam  z lodówki kolejne gotowe pudełko. Do premiery namówił mnie Jamie Olivier, przekonujący z ekranu telewizora, że za 30 minut mogę mieć swoje lody. Jak to zwykle w telewizji, nie do końca  wizja oparta była na prawdzie, bo nie uwzględniała mrożenia owoców:)  Skorzystałam jednak    ze wskazówek, wprowadzając drobną zmianę - proponowane przez Jamiego mango zamieniłam na melona. I Wam też polecam ten przepis, bo bazą lodów jest jogurt, nie są więc tłuste, a puszyste i orzeźwiające.

Ruszył jagodowy sezon. Nie możemy (nie chcemy:)) i u nas go nie zauważyć. Na początek  przyjemności  proponujemy jagody w wersji najprostszej. Nieco chaotycznie wetknięte w klasyczne muffinkowe ciasto. Przed podaniem oprószone cukrem pudrem. Połączenie składników wmaga zaledwie 8 minut (  sprawdzone !!!), potem  zaledwie 20 w piekarniku i już. Będziecie zachwyceni.

Była obietnica, jest danie. Kolejne prosto z żeliwnego woka. Lekkie, delikatne, z cytrynowym akcentem. W sam raz na trwające upały. Najprzyjemniejsze jest to, że nikt się przy przygotowaniu nie zmęczy. Obiad powstaje w mgnieniu oka.  

Rozumiem włoską miłość do pasty. Jak można nie kochać czegoś, co tak łatwo poddaje się kuchennej obróbce i kryje w sobie  niekończącą się  ilość smakowych wrażeń. Nawet kulinarni abnegaci mogą stać się przy niej mistrzami. Tu nie potrzeba żadnej filozofii, wystarczy  jedynie - zachowując odrobinę wstrzemięźliwości  - wybrać składniki. Według gustu, nastroju, potrzeby karmionych. Ja od siebie dodaję sugestię - by korzystać z darów natury:) Skoro ciągle trwa sezon szparagowy, to czas na kolejną ich wersję. Z charakterem i przytupem - dzięki oscypkowi.