Ten sorbet jest odpowiedzią na pytanie, czy bezkarnie można jeść lody. Uwierzcie, truskawki ze swoimi 30 kaloriami w 100 gramach skutecznie zagłuszają jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Nie trzeba ich zbyt gorliwie osładzać, lepiej wzmocnić smak wanilią i miętą. Potem włożyć do zamrażalki  i niecierpliwie czekać aż będzie można rozkoszować się pierwszą porcją. I kolejną i jeszcze następną...aż do wyczerpania zapasów:)

A gdyby tak klasycznej włoskiej minestrone nadać  innego charakteru pomyślałam, obserwując na targu skrzynki wypełnione liściami świeżego szpinaku. Pomidory zastąpić cukinią,  dodać nieco  słodkiego groszku,  garść fasoli, może bobu? I koniecznie ziół, ale tak szczodrze, mięty, rozmarynu, bazylii. Smak warzyw przełamać cytryną. W głowie powoli powstawał przepis, w kuchni zdecydowałam, że zupa będzie zielona. Gdy z talerzy znikały kolejne porcje, wiedziałam, że trafiłam właśnie na hit tego lata.  

Macie ochotę na ciasto z rabarbarem i truskawkami, a brakuje Wam odwagi do zabawy z kapryśnym drożdżowym albo  innym, nieco bardziej wymyślnym? Skorzystajcie z tego przepisu. Ciasto uda się każdemu, bo niezywkle łatwo poddaje się wyrabiającym je dłoniom. Po godzinie, którą wypełni kusząco słodki zapach migdałów i kurczących się pod wpływem temperatury owoców, wyjmiecie z piekarnika fantastyczny deser. Co z tego, że klasyczny, bez kulinarnych szaleństw, efektów wybujałej wyobraźni, skoro tak idealny, że nie będziecie potrafili mu się oprzeć. Szczególnie, gdy spróbujecie jeszcze ciepłą porcję:)

Wydawało mi się, że w kuchni mam wszystko. Szafki wypełnione potrzebnymi, ulubionymi, nieużywanymi i zupełnie niepraktycznymi akcesoriami  mówią wyraźnie dość. Na kuchenne gadżety staram się więc  w sklepie nie zwracać uwagi. Nie  mogłam  wiedzieć o istnieniu czegoś tak interesującego. Å»eliwnego woku, ogrzewanego drżącym ogniem, błyskawicznie opiekającego to, co znajdzie się w jego środku. Ale od czego są prezenty:) Wok trafił do nas zimą, ale na wykorzystanie musiał poczekać, bo przeznaczenie miał wyraźnie tarasowe. Na premierze pojawiły się krewetki. Przyrządzone w  słonecznej  aurze, z sezamem i chrupiącymi warzywami. Rarytas. Ofiarodawcy składamy podziękowania:) A Wam obietnicę, że ta propozycja z woku to dopiero początek.

Wykorzystuję je bezlitośnie, bez zahamowań wkomponowuję w kolejne dania. Sezon na szparagi nim dobrze się zacznie, nieubłagalnie zmierza ku końcowi. Wiem więc, że jeśli nie teraz, to za chwilę będzie za późno. Przymykam oko na wciąż zbyt wysoką cenę i wybieram kolejne pęczki. Ciągle mnie czymś zaskakują, tegoroczne odkrycie to kruche, jedynie delikatnie opieczone na patelni kawałki. W tej propozycji z askamitnym makaronem i soczystym prosciutto.

Portugalska sopa de Pedra czy włoska minestra di trippa alla piemontese, a może szewdzki deser Ostaka lub niemiecki klasyczny Quark-Streuselkuchen. 5 złotych zamienione na niewielki kupon wystarczy, by nie mieć dylematu, spacerować wzdłuż ciasno przytulonych do siebie stoisk, zerkać ukradkiem pod unoszone pośpiesznie pokrywy i skreślać kolejne nazwy z obfitego menu. 16 europejskich kuchni, rosyjska z blinami, hiszpańska z crema catalana, francuskie raratouile, greckie Ami Psito. Obce nazwy wiodą na pokuszenie. Europie na widelcu trudno się oprzeć, co widać po tłumie szturmującym prowizoryczne restauracje, wystawione w niedzielne deszczowe popołudnie na wrocławskim Rynku.

To niezwykle prosty sposób na urozmaicenie śniadania. Banalne jajko zanurzone w chrupiącej bułce nabiera wdzięcznego charakteru. Na dnie kryje farsz ze świeżych ziół. Wierzch zdobi ostra papryka. Nie potrzeba żadnych sosów, bo  tknięte lekko widecem    żółtko równomiernie  rozlewa się na sałacie.

W mojej lodówce powoli więdły szparagi. W siatce z zakupami znalazła się maleńka puszka mleka kokosowego. Na talerzu leżały porzucone skrzydełka, z których miał być bulion do zupełnie innej zupy. W doniczce pojawiły się już pierwsze liście mięty. Do wyciśnięcia gotowa była limonka. Połączyłam  to, co było wokół mnie i powstała lekka zupa, do której smaku chętnie będę wracać.

Jeśli istnieje miłość od pierwszego smaku, to właśnie do tej tarty. Zakochałam się absolutnie, w kruchości słodyczy, uwiodła mnie maślana nuta i zachwyciły puszcząjace sok truskawki otulone płatkami migdałów. Niby banał,  którego byłam  pewna. Do czasu  premierowej degustacji.    Po niej mówię zdecydowane tak zarówno niecierpliwie wyciąganej wciąż zbyt gorącej wersji, jak i tej po nocy spędzonej w lodówce.  Zachęcam Was i ostrzegam - nie będziecie w stanie się oprzeć.

Nie wiem, czy Włosi nie obraziliby się za nazywanie tego deseru tiramisu, bo nigdy u nich nie jadłam go w takiej formie. Nie przyszło mi jednak do głowy żadne inne określenie  nasączonych  i  przełożonych kremem na bazie mascarpone biszkoptów. Ciężkie i słodkie amaretto zamieniłam na orzeźwiajace lemoncello, z masy zniknęły śmietana i jajka, w zamian pojawiła się limonka, skórka z cytryny i pomarańcze. W skład weszły też truskawki, choć równie dobrze pasowałyby maliny albo jagody. Do tego spora dawka gorzkiej czekolady. Powstała całkiem przyzwoita letnia wersja mojego ulubionego deseru.