To ciągle nie były nasze truskawki, ale swą czerwienią kusiły tak bardzo, że trudno było im się oprzeć. Do tej najprostszej wersji ze śmietaną i odrobiną cukru jeszcze nie nadawały. Bez obaw jednak można je skropić wanilią i zanurzyć w lekkim cieście. Do wyboru w dwóch wersjach - prosto z piekarnika i schłodzone z bitą śmietaną.  

Truskawki z maślanką pamiętam z dziecięcych wypraw do Rynku. W jednej z restauracji ten kotajl był hitem, bez zbędnej zwłoki wybieranym z bogatego menu. Nieprzesłodzony, chłodny, w szklance z grubym dnem. Smakujący zawsze tak samo. I choć teraz obok niego stoją oryginalniejsze, z egzotycznych owoców, gdy trafiam na wrocławski rynek, jestem wierna wspomnieniom i proszę o ten z truskawek. Za każdym razem dziwię się, że ciągle go można kupić, bo cukiernia jest jedną z niewielu, których z tego miejsca nie przegnał żaden wiatr zmian. Gdy zdarza mi się zatęsknić za tamtym klimatem, koktajl robię sama.

Garść świeżo posztakowanych ziół. Krople soku wyciśniętego z limonki. Dźwięk mielonego pieprzu i biel każdego z kryształków morskiej soli. To wprawdzie tylko dodatki, bo główną rolę gra pstrąg, ale dzięki nim rozczula zmysły. Jest soczysty, wiosennie lekki i harmonijnie skomponowany. Nic nie dominuje, jeden smak równoważy kolejny. Nie potrzeba ziemniaków, ryżu czy kaszy. Wystarczy odrobina sałaty.

Uwielbiam  coraz dłuższe  wiosenne poranki i metamorfozę, jaka pojawia się o tej porze roku w menu. Zmiany zaczynam już od śniadania. Z  przyjemnością wybieram tę lżejszą wersję.  Kompozycję jogurtu i owoców bez  obaw   można zapakować w plastikowe pudełko i zabrać do pracy.

Doceniam toskańskie menu za jego prostotę. Tam nie ma wyszukanych form, przesady, a są fantastycznie oszałamiające podnienienie doznania. Te wszystkie aromatyczne  zioła, chrupiące warzywa, twardy, a tak lekko poddający się tarce ser. To zdecydowanie moja ukochana kuchnia. I dlatego wciąż szukam toskańskich inspiracji. Tutaj krucha cukinia, świetnie sprawdzająca się w roli przystawki albo dodatku do dania głównego.  

Moim ulubionym dodatkiem do łososia jest cytryna. Obtaczanie tej ryby w panierce albo maczanie w kremowych sosach  traktuję jako zamach na jej delikatność. Łososia więc jedynie solę, oprószam pieprzem, nacieram sokiem z cytryny i wkładam do piekarnika z opcją grill. Za namową Jamiego Oliviera dodałam do ryby chrupkie warzywa i dodatkowo przypiekłam jej skórkę. Efekt tak mi się przypadał do gustu, że w najbliższym czasie łosoś w tej wersji będzie pojawiał się na moim stole.  

Dziczyzna nie jest tym, co najchętniej dotąd wybierałam z menu. Choć ma niewiele tłuszczu, sporo białka  i długą tradycję obecności na polskich stołach, ja podchodziłam do niej z rezerwą. Obawiałam się jej kaprysów, długiego macerowania i wysuszenia. Wystarczył jednak sprawdzony przepis, przez lata testowany w myśliwskiej rodzinie, by odkryć, że wszystkie wątpliwości dotyczące dziczyzny, były nieuzasadnione. Na obiad podałam delikatną, kruchą i nasiąkniętą korzennymi przyprawami szynkę.

Dostałam  plastikową torbę  i żółtą kartkę z wypisanymi na niej drobno nazwami potraw. Chwilę później wsłuchiwałam się w okrzyki docierające z każdego stoiska. Największy i najstarszy targ w Qaxaca tętnił przedpołudniowym życiem. Tu zaczynała się moja lekcja gotowania w meksykańskim stylu. Panie domu szukały inspiracji na obiad, panowie leniwie popijali kolejną micheladę. Ja poznawałam wszystkich znajomych Gerardo, kucharza, w którego domu miałam  odkryć tajemnice meksykańskiej kuchni. Starsza pani z uroczymi zmarszczkami pytała, czy jestem jego nową dziewczyną. Koniecznie chciała mi wytłumaczyć różnice między stosami papryk, które sprzedawała. Rozumiałam jedynie, że każda następna, którą i podawała  jest ostrzejsza od poprzedniej.

To moje meksykańskie odkrycie. W każdej restauracji pojawiało się w menu. W różnej kompozycji. Dwa składniki nigdy się nie zmieniały - woda i owoce.Ja najbardziej polubiłam ten z ananasem w roli głównej. Napój jest orzeźwiający, przepełniony soczystością owoców i cierpkością limonki. W sam raz na nadchodzące lato.

Jak  okiełznać kapryśną dziczyznę, co pewna mama robiła, żeby przygotowywane przez nią potrawy były dłużej ciepłe, jakim obrusem udekorować stół,  co teściowa wie o brudnych garnkach - między innymi  te tajemnice zdradzili nam uczestnicy konkursu, których zachęcałyśmy do ujawnienia sekretów swojej kuchni. Do wybranych 10 szczęśliwców już niebawem dotrą nagrody - silikonowa rękawica i zestaw pięciu produktów Vegeta Natur,  które  nie mają glutaminianu sodu ani dodatkowych aromatów i barwników. Wszystkim serdecznie dziękujemy za chęć dzielenia się dobrymi radami i mamy nadzieję, że będą świetną podpowiedzią dla naszych czytelników.