Truskawki z maślanką pamiętam z dziecięcych wypraw do Rynku. W jednej z restauracji ten kotajl był hitem, bez zbędnej zwłoki wybieranym z bogatego menu. Nieprzesłodzony, chłodny, w szklance z grubym dnem. Smakujący zawsze tak samo. I choć teraz obok niego stoją oryginalniejsze, z egzotycznych owoców, gdy trafiam na wrocławski rynek, jestem wierna wspomnieniom i proszę o ten z truskawek. Za każdym razem dziwię się, że ciągle go można kupić, bo cukiernia jest jedną z niewielu, których z tego miejsca nie przegnał żaden wiatr zmian. Gdy zdarza mi się zatęsknić za tamtym klimatem, koktajl robię sama.
- pół kg truskawek
- pół litra maślanki
- pół szklanki mleka
- banan
- laska wanilii albo cukier z wanilią Kotanyi ( zawiera prawdziwą wanilię i jest bardzo aromatyczny, nie ma nic wspólnego z cukrem waniliowym)
- łyżeczka cukru pudru
- kilka listków mięty
Truskawki umyć, obrać, wymieszać z listkami mięty i wrzucić do blendera. Dodać pokrojonego banana, wlać maślankę. Laskę wanilii namoczyć, przecać i wydłubać ziarenka. Wymieszać je z cukrem pudrem i zasypać nimi składniki w blenderze (jeśli zamiast wanilii cukier z wanilią, też wymieszać go z cukrem pudrem). Zmiskować, dodać mleko, wymieszać i schłodzić, a przed podaniem udekorować miętą.
2 komentarze
Gosia says:
Ach… koktajl truskawkowy :) Jedno z piękniejszych wspomnień z dzieciństwa
Grande says:
najlepszy koktajl truskawkowy już zawsze będzie robiła dla mnie moja Mama. tylko ona tak jakoś najlepiej dodawała cukier, i najlepiej odważała truskawki ;)