Panteon, Rzym

Gdzie wybrać się na kawę w Rzymie? Niedawno pisałam Wam o najstarszej kawiarni Antico Caffe Greco, drugim miejscem z pyszna kawą i klimatem jest Tazza D'oro, położona bardzo blisko Pantheonu. Kawiarnia zdecydowanie skromniejsza od Caffe greco, działa od 1946 roku. Inny jest tez charakter samej kawiarni: brak tu stolików, kelnerów i możliwości zjedzenia wielu rodzajów ciast. Tu z kolei kawa jest wypalana na miejscu i jest dostępnych wiele gatunków. Jest tu bowiem też sklep, w którym można nabyć swoją ulubioną kawę oraz m.in. ziarna kawy w czekoladzie, likiery o różnych smakach. Kawiarnia Tazza D'oro w Rzymie W kawiarni za kawę płaci się w kasie, a następnie przy barze okazuje paragon. I stąd już chwila do wypicia pysznej kawy. Pijąc przy barze (w środku jest tez jedn ławeczka na której można usiąść) można obserwować ruch, przychodzą tu zarówno Włosi, jak i turyści. Podobno można tu często spotkać znanych polityków i   aktorów. To miejsce jest dla wszystkich bez względu na zasobność portfela. Kawiarnia Tazza D'oro w Rzymie

Zizzi Pizza, Rzym

Gdy będziecie kiedykolwiek w Rzymie, spróbujcie pizzy al taglio, zwanej równiej pizza al trancio, czyli pizza na kawałki. Można ja spotkać na każdym kroku i zaspokoić tymczasowo głód :) Zwykle pizza al taglio pieczona jest w dużych prostokątnych blachach i sprzedawana na wagę. Pizza w kawałkach została wynaleziona w Rzymie i zaadoptowana do innych miast i krajów. Jest bardzo popularna wśród Włochów na szybką przekąskę, w sam raz do reki do spożycia poza lokalem. Zizzi Pizza poleciła mi przyjaciółka, która doskonale zna moje podejście do zdrowej żywności. Zizzi Pizza, Rzym Poza pizzą al taglia, znaną rzymską przekąską jest suppli. Jest to kulka ryżu z sosem pomidorowym, mozzarellą smażona w głębokim tłuszczu. Początkowo suppli było z podrobami, jednak teraz dominuje w wersji bezmięsnej. Suppli bardzo dobrze zaspakaja głód i kosztuje przeważnie 1 euro. Zizzi Pizza, Rzym

Trattoria Luzzi, Rzym

O niektórych miejscach wiem, zanim planuję być w danym mieście czy kraju. Tak było właśnie w przypadku Trattori Luzzi - wiedziałam, że muszę tam pójść, gdy tylko będę w Rzymie. Mapa miejsc wartych odwiedzenia była gęsto pozaznaczana i nie sądziłam, że do Luzzi wrócę ponownie. Zrezygnowałam z innych miejsc, aby po raz drugi tu przyjść. Dlaczego? To rodzinna knajpa, wyglądająca jak sprzed wielu lat. Nikt się nie przejmuje krzywo powieszonymi obrazkami (część gwoździ dawno odpadła) czy sztućcami rzucanymi na stolik. Obrusy w kratę wymieniane są w biegu, a Obsługa swoją pracowitością pobija chyba mrówki ;) Jeśli szukacie eleganckiego lub romantycznego miejsca, to to miejsce się Wam nie spodoba. Jeśli szukacie pysznego włoskiego jedzenia, koniecznie musicie tu przyjść. Mama również była oczarowana i miejscem i boskimi smakami. Jak dla mnie to najsmaczniejsze miejsce w Rzymie. I do tego niedrogie. Jeśli zastanawiacie się, gdzie zjeść w Rzymie, nie możecie ominąć tego miejsca :) Trattoria Luzzi, Rzym Na stolik trzeba chwilę poczekać, ale warto. Wieczorem jest mniej turystów niż w dzień, to taka wskazówka dla Was. Trattorria Luzzi znajduje się w uliczce na tyłach Koloseum. KOLOSEUM

Zaraz będzie po wszystkim. Znikną słoneczne poranki i ciepłe wieczory. Z drzew opadną liście, zielony kolor lata zmieni się   w jesienną rudość. Zamiast baletek przy drzwiach staną kalosze. Zaczną się maratony przez kałuże i gubione wciąż parasolki. Ciepły szalik, czapka wetknięta na uszy.   Herbata z imbirem, chwile z książką i kocem na kanapie. Inne życie po prostu, z jesienną chandrą i nostalgią. Nim się pojawi, jest tak, jak lubię najbardziej. Kawa w zimnej postaci, chętnie z dodatkiem. Dziś proponuję energetyzujący koktajl. kawę i banana w jednym. Dobrze im razem:) smoothie kawowo bananowe Mi dobrze jest z blenderem mix&go marki Russell Hobbs. Miesiąc jesteśmy już razem i nie ma oznak znudzenia, choć wykorzystują go bezwzględnie. On się nie poddaje i pracuje wciąż na pełnych obrotach. Silę ma taką, że lód kruszy i ziarna kardamonu na puch ściera.  Smoothie kawowo - bananowe blender stworzył błyskawicznie. I za to go lubię najbardziej:) smoothie kawowo- bananowe

Da Francesco, Rzym

Wybierając się z Mamą do Rzymu miałam dokładnie obmyślany plan wycieczki - przede wszystkim miejsca, w których chcę zjeść ;) Oczywiście nie zdążyłam ich wszystkich odwiedzić, gdyż wybór jest naprawdę duży. Sylwia poleciła mi restaurację Da Francesco. Jest to miejsce z tradycyjną kuchnią rzymską, które działa od 1957 roku. Wnętrze niewiele zmieniły się na przestrzeni lat, pomimo remontu kilka lat temu. nadal panuje tu bardzo przyjazna atmosfera, przez moment można poczuć się jak w domu. Obsługa bardzo miła i chętnie doradza. Da Francesco znajduje się niedaleko placu Navona (Piazza Navona), więc tym bardziej to miejsce było dla mnie kuszące - znajdywało się bowiem obok mojej trasy zwiedzania. To miejsce, w którym jest gwarno od włoskich rozmów, a także w którym nie ma turystów.Warto skosztować tutaj kuchni rzymskiej. Da Francesco, Rzym Sylwia polecała mi spróbować tutaj ogonu wołowego. Obie z Mamą lubimy podroby, więc nie patrząc w menu poprosiłam o ogon. Okazało się, ze nie ma, więc poprosiłam o danie z podrobów. Niestety niedostępne. Latem nie przygotowują podrobów, to dania na chłodniejszą porę. W sumie racja :) Spojrzałam zatem w menu, ale jak zobaczyłam piec chlebowy nie miałam prawie wątpliwości, co zamówię ;) Da Francesco, Rzym

Schody hiszpańskie w Rzymie

Na początku lipca spędziłam kilka dni w Rzymie. Była to podróż niespodzianka dla mojej Mamy. Uwielbiam kuchnię włoską, więc chciałam pokazać Jej jak najwięcej miejsc typowych dla Włoch. Takim miejscem są niewątpliwie też kawiarnie, w których przy barze spotkać można przede wszystkim Włochów, pijących kawę na stojąco rozmawiając ze sobą lub czytających poranną prasę. Antico Caffe Greco, Rzym Antico Caffe Greco w Rzymie jest miejscem z historią, gdyż jest prawie najstarszą nadal funkcjonującą kawiarnią we Włoszech (najstarsza to Caffè Florian w  Wenecji - 1750r). Została założona w 1760 roku przez Greka i stała się salonem artystycznym, w którym bywał m.in Goethe, Byron, Andersen, Ibsen, Mendelssohn oraz nasi rodacy: Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Krasiński, Sienkiewicz. Antico Caffe Greco, Rzym

Jagnięcina z ziołami i musztardą, bez dodatku soli

Jeszcze nie tak dawno na warsztatach Cisowianki Gotujmy zdrowo - mniej soli trudno było mi sobie wyobrazić jedzenie mięsa bez dodatku soli. Początkowo wydawało mi się to prawie niemożliwe, jednak po tym, jak wyeliminowałam ze swojej diety cukier wiem, ze do wszystkiego można się przyzwyczaić. I nie mam tu na myśli żadnych poświęceń :) Jagnięcina bez soli jest wystarczająco słona ;)   Samo mięso ma intensywny smak, który doskonale komponuje się z rozmarynem i miętą. Do tego oliwa z oliwek, a dla zaostrzenia smaku musztarda i czosnek. Kotlety jagnięce marynowane w ziołach i musztardzie to przepis na pyszny, zdrowy i szybki obiad. Tak, to możliwe :) Jagnięcina z ziołami i musztardą, bez dodatku soli Jagnięcina ma szereg właściwości odżywczych (m.in.kwas linolowy, który obniża poziom tzw. złego cholesterolu we krwi; kwasy orotowe, które spowalniają proces starzenia; witaminy z grupy B) więc grzechem jest dodatkowe potraktowanie jej solą (której spożywamy w nadmiarze, może powodować zatrzymanie wody w organizmie objawiające się opuchliznami, wzrostem ciśnienia tętniczego krwi). Dlatego gorąco Was zachęcam do przyłączenia się do akcji Gotujmy zdrowo - mniej soli. Jagnięcina z ziołami i musztardą, bez dodatku soli

Będę szczera. To danie zrobił mój mąż:) Ja jednak też miałam w tym obiedzie udział. Nie, nie pokroiłam warzyw:) Podsunęłam mężowi książkę Kocham Toskanię.  Spędził z nią cały wieczór i  zaplanował menu na kolejny dzień. Pomidorów w takiej wersji wprawdzie  wśród przepisów Giullii Scarpaleggia nie ma, ale najlepsza włoska blogerka kulinarna okazała się wyśmienitą inspiracją.  Dziewczyna  ma zresztą wpływ na  mężczyzn niesamowity.  Mój niegotujący szwagier po tej lekturze oznajmił: Przechodzę na dietę toskańską i  jednym tchem wymieniał, jakich to chlebów z przepisów Giulii piec nie zamierza.  pomidory faszerowane     Mnie Giulia kusi od dawna.  Delikatnością, szacunkiem dla kulinarnej tradycji babci i nieokiełznaną miłością do jedzenia. Gotuje po włosku, namiętnie oraz  soczyście.  Skromnie  dzieliła się pasją na swoim blogu, aż tu nagle została zauważona, kariera nabrała rozpędu i dziś Włoszka gra w pierwszej kulinarnej lidze. Jej blasku nie zdołała przyćmić nawet sama Ellen Siverman, wybitny fachowiec od fotografii kulinarnej, która książkę blogerki wsparła swoimi zdjęciami. Portrety jedzenia rozczulają zmysły, ale to opowieści Giulii są najcenniejsze. Potrafią odurzyć swą szczerością. Zachwycić pasją. I skłonić do gotowania:) pomidory faszerowane  Nie trzeba Kochać Toskanii, by pokochać tę książkę. Za historię, która trafia na stoły. O białej trufli gigancie, którą zlicytowano na międzynarodowej aukcji albo o cantucci z Prato. Podróż wyborna i do tego zupełnie na gapę. Po toskańskich winnicach, urokliwych zakamarkach, uginających się od ciężaru pomidorów i cukinii targowych skrzynkach.   Warto dać się porwać Giulii Scarpaleggii.

Jedzenie budzi wspomnienia. Jest jak dodatkowy bagaż przywożony z podróży. Tych dalekich, na koniec świata i bliskich, za róg własnego domu. Kolekcjonuję je w pamięci, spisywane na przypadkowych kartkach i telefonicznym notesie. Czasem tkwią niewzruszone przez lata. Do niektórych wracam namiętnie włączając je na stałe do domowego menu. Szalenie lubię, gdy dzięki jedzeniu  przywołuję  ważne chwile. Zapach pomidora przypominający beztroskie dziecięce wakacje.  Smak słodkich mirabelek odnaleziony  nad austriackim Dunajem. Rozkoszuję się tymi wspomnieniami, inspiruję albo poprawiam sobie nastrój. crostini z wątróbką Crostini z wątróbką jadłam w toskańskiej Cortonie. Namówiła mnie na nie   Tessa Capponi -Borawska.W jednym ze swoich kulinarnych felietonów , a może w książce, nie pamiętam, ale to bez znaczenia,  bo  istotniejsza  była jej opowieść, że  wraca na tę przekąskę za każdym razem, gdy jest w pobliżu. Zaufałam  fachowej rekomendacji i poznałam zupełnie nowe oblicze wątróbki. Aksamitne i delikatne. Dziś ja polecam Wam tę przekąskę, bo nie dość, że aromatyczna, to jeszcze bez soli. Ograniczamy jej spożycie z premedytacją w akcji Cisowianki - Gotujmy zdrowo - mniej soli. Okazuje się, że nie trzeba wyjątkowych kulinarnych zdolności, by wykreować smak, w którym niczego nie będzie brakować. Tak dzieje się z crostini i wątróbką. crostini z wątrobką Sól fenomenalnie zastępują anchois i kapary. Charakter wątróbki ambitnie podbija chilli. Świeża szałwia i rozmaryn są dla niej niczym najlepsi przyjaciele. Szukajcie takich połączeń, bo warto. W kontrze do soli, której używamy zupełnie nieświadomie zdecydowanie za dużo, mamy sam dobrobyt. Nie namawiamy Was do pożegnania się z solą bezkompromisowo, bo tak się nie da. Ona jest wszędzie. Nawet w ciastkach, które jecie na deser. W akcji Cisowianki Gotujmy zdrowo- mniej soli    sugerujemy jedynie, żeby nie dodawać  soli tam, gdzie nie potrzeba. Po co Wam cellulit, obrzęki, zatrzymana w organizmie woda, opuchlizna i podkrążone oczy. To wszystko dostajemy w pakiecie, gdy solimy za dużo. Do tego zmęczenie i nadciśnienie. Można z nadmiarem soli się rozstać i za nią nie tęsknić. Pod warunkiem, że wypełnicie pustkę wyrazistymi dodatkami. Tak, jak w crostini z wątróbką.

Karaiby mi się zamarzyły.  Mam słońce, mam hamak, a dźwięk dachowego wentylatora ma coś z morskiego szumu. Jest nawet niewielki  basen, w którym szaleje córka, a ja z zazdrością moczę stopy. Pod ręką sporo książek do przejrzenia, odkładane artykuły z nieaktualnych już gazet. Kiepski zasięg internetu i spory dobrej energii. Taki relaks bez biletu. Na gapę. W kuchni też Karaibami zapachniało. Jest soczysty ananas i kremowy kokos.  Genialnie dobrana w koktajlu para. Koktajl pina colada Zachwytu u mnie zdecydowanie więcej, bo od kilku dni testuję blender mix&go firmy Russell Hobbs. Wprawdzie dotąd wydawało mi się, że  obecność ręcznego i kielichowego blendera zupełnie zaspokaja moje kuchenne potrzeby, ale skoro  jedni zbierają znaczki, to ja mogę sobie kolekcjonować  kulinarne gadżety:) Ten jest wyjątkowo praktyczny. Szczególnie teraz, gdy targowe skrzynki uginają się pod naporem owoców i warzyw chętnych do przerabiania na koktajl. Blender   z mocą 300 W dobrze sobie z nimi radzi, nie trzeba nawet kroić składników na małe kawałki, wystarczy niedbale wrzucić do pojemnika. Pojemnik z gotowym koktajlem zamienia się w podręczny kubek. Bez przelewania i podwójnego mycia, co jest pomysłowym rozwiązaniem. Zdejmujemy zakrętkę z ostrzami, zakładamy pokrywkę z dziubkiem i już. Napój się nie wylewa, a butelka bez szwanku radzi sobie po niefortunnym upadku na kuchenne kafle.  Idea mix&go dla mnie jest idealna, bo wymaga tak niewiele, że w zasadzie  bez przerwy z blendera korzystam. Sprzęt, co ważne w mojej niedużej kuchni, zajmuje mało przestrzeni. Stoi   więc na blacie i zupełnie nie przeszkadza, a skoro  mam go pod ręką, to ciągle coś do niego wrzucam. Obsługa też nie wymaga wysiłku, do pojemnika    zakłada się przykrywkę z ostrzem, umieszcza całość w korpusie i przekręca w stronę zaznaczoną strzałkami. Wystarczy niecała minuta, by cieszyć się ulubionym napojem. Koktajl pina colada Tutaj proponuję Wam moje ostatnie odkrycie - koktajl pina colada, przypominający letni drink, tylko w wersji bez alkoholu. Napój jest tak sycący, że spokojnie może zastąpić drugie śniadanie lub lekką  kolację. Oba smaki czuć wyraźnie, ja podkręciłam je jeszcze kolendrą i limonką, żeby było już bardzo wakacyjnie. Gęstość zależy od Waszych potrzeb, blender mix&go się do nich dostosowuje. Jeśli ma być rzadszy napój, ostrza muszą pracować nieco dłużej. Koktajl Pina colada