Proste, nieprzekombinowane smakiem. Tradycyjne, dobre na każdą okazję. Ciasteczka te są mało pracochłonne, więc można je przygotować nawet na ostatnią chwilę :) Tym razem w wersji wielkanocnej.
Proste, nieprzekombinowane smakiem. Tradycyjne, dobre na każdą okazję. Ciasteczka te są mało pracochłonne, więc można je przygotować nawet na ostatnią chwilę :) Tym razem w wersji wielkanocnej.
Śledzie z radością witamy na naszych stołach w takich dniach, jak dziś. Gdy religia czy tradycja nakazują pościć i szukać bezmięsnych dań. Śledź w śmietanie, pod chmurką albo zupełnie inaczej nazwany jest moim ulubionym. Nauczyłam się go robić całkiem niedawno. Na specjalne zamówienie według sprawdzonego rodzinnego przepisu. Najlepiej smakuje w towarzystwie ziemniaków ugotowanych w mundurkach.
Wielkanoc kojarzy się z mazurkami. Mazurki w moim domu mają jednak średnie powodzenie, dlatego już jakiś czas temu zrezygnowałam z ich pieczenia. Jeśli jednak lubicie, wystarczy że zastąpicie ciasto francuskie kruchym ciastem i uzyskacie mazurek czekoladowy z miętową nutą.
Duża zawartość czekolady sprawia, że jest słodki, dlatego proponuję go podawać z gorzką, zieloną herbatą, zwłaszcza, gdy w zanadrzu na świątecznym stole czekać będą na nas jeszcze inne słodkości.
Kaczkę zwykło się jadać z jabłkami. Zdecydowanie lepiej smakuje z dodatkiem pomarańczy. Jest winna, niewysuszona, śmiało można podać na wielkanocny stół.
Przygotowanie jej to w zasadzie chwila, zatem to dobra propozycja dla zapracowanych :) Pieczona kaczka to również dobry pomysł na Wielkanoc czy Boże Narodzenie.
Kiedyś wierzono, że śledź ma magiczną siłę i traktowano niczym amulet, w średniowieczu uznano go za symbol postu i po jego zakończeniu wieszano na drzwiach. To była zemsta na bogu ducha winnym śledziu za to, że przez cały Adwent trzeba go było konsumować. Niedawno odkryto, że zwiększa poziom serotoniny, więc działa przeciwdepresyjnie. Największym walorem niepozornego śledzia jest niezliczona ilość sosów, w których go można marynować. Ja zaczynam od najzwyklejszego - śledzia w oliwie.
Mam grupę znajomych, z którymi cyklicznie spotykam się, by wspólnie gotować. Czasem jest to gotowanie wg koloru (mamy za sobą najtrudniejsze tj. czarne gotowanie i białe gotowania - wszystkie potrawy w tych kolorach), czasem wg danego kraju (na swoim koncie mamy już kuchnię chińską, gdzie gotowała z nami Chinka z Szanghaju, a także kuchnię hiszpańską, gdzie towarzyszyła nam znajoma Hiszpanka).
Tym razem postanowiliśmy zaczerpnąć trochę fachowej wiedzy i doświadczenia.
W miniony weekend odbyły się specjalnie dla nas, z uzgodnionym wcześniej menu warsztaty kulinarne z Piotrem Kucharskim.
To zupa, która powstaje w ciągu kwadransa. I to wcale nie primaaprilisowy zart:) Ten krótki czas (przy)gotowania nie pozbawia jej aromatu. Zeby powstala potrzebne sa pasteryzowane pomidory. Zamykam je latem, by czekajac na kolejny sezon miec czym wypelnic tesknote za ich smakiem. Kilka kropli dobrej oliwy, pieczony czosnek, morska mielona tuz nad garnkiem sol. I juz. Mozna podawac.
Do tej pory robiłam tiramisu tylko z mascarpone i z żółtkami. Wszelkie dodatki wydawały mi się zbędnymi wariacjami. Na kursie w Toskanii, Antonio Alfani dodawał jeszcze kremówkę. Byłam zdziwiona, bowiem wydawało mi się, że to polski akcent, a nie oryginalne tiramisu. Myliłam się, bowiem ta wersja jest jak najbardziej prawdziwa. I równie dobra. Krem jest delikatniejszy, sama nie wiem, który mi bardziej smakuje :)