Gdybym mogła wybrać owoce, które z sukcesem miałabym hodować na domowym tarasie, zdecydowałbym się na cytryny. Są tak wdzięcznie inspirujące. Włosi mają do nich wyjątkowe szczęście. Szczególnie Ci z Sycylii, bo tam produkuje się cytryn najwięcej. I to w ilu odmianach. Jest bardzo pestkowe femminello, a dla kontrastu bezpestkowe  verdello wyciskane namiętnie do słodkiego limoncello. Są cytryny na każdą porę roku.  Zimowe marzano  i wiosenne maiolino. Podobno różnią się smakiem, intensywnością kwaskowatości. Pachną też inaczej. I inną mają skórkę. Niebawem się przekonam, bo przede mną podróż na Sycylię. A dla Was cytryny w bezowym torcie:) tort bezowy cytrynowy Beza musi być słodka, kto piekł, ten wie:)Wiosenne nadzienie wybrałam lżejsze. Cytrynowy krem przełamany miętą uznałam za osobisty sukces. Tort z sukcesami miał więcej wspólnego, bo powstał tradycyjnie dla Maratończyka:)Po ponad 42 kilometrowym wysiłku taka porcja energii jest wyjątkowo pożądana, dlatego zawsze z bezą świętujemy finał tego męczącego dystansu. tort bezowy cytrynowy Zwykle spody bezowe wyciskam z rękawa cukierniczego, tworząc delikatne wzorki. Potem bezę wciskam w obręcz i wstawiam do piekarnika. Tym razem chciałam jedynie kremem bezę przełożyć, a nie dekorować, więc nie potrzebowałam idealnej powierzchni:)  Masę nałożyłam łyżką  i delikatnie wyrównałam. Krążki wyszły zdecydowanie grubsze, ale za to bardziej chrupkie.

Oprzeć jej się mogą jedynie ci, którzy nie lubią czekolady:)Ale czy znacie kogoś takiego? Tarta jest ekstremalnie intensywna. Bardzo wyrazista. Jej wytrawność już na talerzu próbowałam przełamać bitą śmietaną i malinowym musem, ale wolę ją saute. Taką z całym jej mocnym charakterem, kruchym spodem i aksamitnie puszystym musem. czekoladowa tarta O tej tarcie   myślałam od dawna. Potrzebowałam czekoladowego zastrzyku energii. Miała rozjaśnić kolejny zimny, deszczowy dzień.  Udało się:) Inspiracją do nadzienia był   mus czekoladowy, pozbawiłam go śmietany, a dodałam jajek. czekolada Mocno schłodzona tarta przypomina delikatne lody. Nie tylko w smaku, można ją bowiem jeść łyżkami, taka jest pyszna:)

Najpierw kupiłam maliny. Niewielkie pudełko  wyróżniało się na targu wśród ziemniaków i cebuli. Skusiłam się, bo potrzebowałam wiosny w kuchni.  W lodówce na swój czas czekały białka porzucone przy produkcji lemon curd. Był też cytrynowy krem. Idealnie słoneczny, do rozgrzania, którego pogoda upracie nie chciała nam dać:)Rozdrobniłam, wymieszałam, podgrzałam i wyszła tarta,  o którą walkę musiałam toczyć w swoim własnym domu:) tarta z włoską bezą Beza włoska przypomina mi ciepłe lody, dziecięcy deser pojawiający się w moich wspomnieniach. Jest bardzo słodka i delikatna. Tak lekko i z gracją towarzyszy cytrynowemu kremowi i malinom. Mam nadzieję, że sami się przekonacie:) tarta z bezą włoską

Podobno   banofee pie uwielbiała  księżna Diana. Łyżkami z tortownicy wyjadała premier Margaret Thatcher. Jestem skłonna w te opowieści uwierzyć. Ze względu na słodycz tego deseru. Takie nagromadzenie  cukru w jednym miejscu  mogą kochać jedynie Brytyjczycy:) Banoffee więc  albo się polubi albo nie. Uczuć ambiwalentych wobec niego nie ma. Naczytałam się o nim sporo, naoglądałam w londyńskich cukierniach. I postanowiłam zaryzykować. Gdy robiłam banoffe pie mąż na kolejno dodawane składniki patrzył sceptycznie:) Przy degustacji wszyscy jednogłośnie zarządali dokładki. W foremce zostały okruszki! banoffee Moja wersja nieco odbiega od oryginału, choć połączyłam w  niej to, co najbardziej brytyjskie.  By nieco złagodzić słodki smak dodałam do śmietany lemon curd. To był gest idealny. Cytrynowa nuta jest mocno wyczuwalna, świetnie gra z ciężkim kajmakiem. Ośmielam się nawet postawić tezę, że to dzięki lemon curd deser cieszył się takim uznaniem:) banoffee pieDobrą wiadomością w sprawie banoffee jest ta, że zawsze się udaje. W wersji najprostszej nawet nie trzeba piec spodu, wystarczy ciastka wymieszane z masłem schłodzić porządnie w lodówce. Można więc ten deser przygotować bez udziału kuchenki:)

Pokochałam ten krem w Londynie. Po powrocie znalazlam go tylko w jednym sklepie. Kupowałam  namiętnie kolejne słoiki, obiecując sobie, że  następnym razem zrobię lemon curd sama.  Lektura angielskich książek kulinarnych  podopowiadała mi, że to żadna filozofia. Tylko przerażał dodatek masła. Wiecie, jak to jest, w gotowym kremie tego nie widać:) A czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal:) Istniała uzasadniona obawa, że  gdybym sama miałabym  łączyć cytryny z masłem, to wraz z rozpuszczającymi się składnikami, znikałaby też miłość do lemon curd:)Ot, taka kobieca logika. lemon curd Przeszukałam dostępne na moich półkach książki  oraz brytyjskie blogi i odkryłam to na co czekałam:) Informację, że bez masła lemon curd też powstaje! Pyszny. Może nieco mniej aksamitny, ale w smaku idealnie cytrynowy, lekko słodki. Rozkosz, mówię Wam:) lemon curd Krem  da się  wyjadać ze słoiczka łyżeczką, co uzależnia. Jest też dobrą bazą do tart, dodatkiem do kremów. W lodówce można go trzymać przez dwa tygodnie po zrobieniu.

Biała Pavlova podbija serca. Naszych znajomych, nieznajomych, czytelników bloga. Bardzo nas ten fakt  cieszy, bo to rzeczywiście zachwycający deser. Prezencję ma dostojną, a do tego smak. Chrupkiej bezy, słodkiego kremu. Kto jeszcze nie próbował, niech nabierze odwagi i ubije białka. Białka z czekoladą to mój debiut. Szukałam pomysłu na wykorzystanie tych, które pozostały z pieczenia czekoladowych babeczek. Miałam ochotę na ryzyko. W głowie mieszałam czekoladę z malinami. Przy malinach w kolejnym obrazie pojawiła się mięta. Mięta miała być posiekana, sos gęsty i ciepły z rozmrożonych i odcedzonych owoców. Doprawiony odrobiną soku z cytryny. Mięty w sklepie nie było. Kupiłam więc czekoladki z nadzieniem miętowym. Z wizji usunęłam maliny. czekoladowa pavlova Czekolada koniecznie musi być gorzka. I ta w bezie i kremie. Cukier sypany bez skrupułów zapewnia odpowiednią dawkę słodyczy. Nie ma więc co przes(ł)adzać. Poza tym beza jest taka, jak być powinna, chrupka z wierzchu, z lekką tajemnicą w środku. czekoladowa pavlova Ciemna Pavlova jest zdecydowanie cięższa od klasycznej,  zastanawiałam się, czy nieco złagodzić ją i dodać uroku owocami. Nawet pokroiłam plastry pomarańczy. Ale pierwszy kawałek zjdałam bez nich. Niczego mi nie brakowało:)

Całe sześć  stron o jedzeniu we Wrocławiu. Taki smaczny dodatek przygotowała przed świętami Gazeta Wyborcza. Dziennikarze sprawdzili popularne, swoje ulubione i polecane przez znajomych oraz nieznajomych miejsca. Napisali o Czeskim Filmie, Jatkach i Cafe Szalet. Zresztą sporo miejsca poświęcili kawiarniom, które dobrze wpisują się we wrocławski klimat i których w mieście jest coraz więcej. Mnie cieszy, że takie miejsca mają charakter, francuski Monsieur Cafe z Więziennej, kolorowa Muffiniarnia na Szewskiej, czy  znajdująca się po sąsiedzku i  oferująca śniadania w nowej odsłonie Giselle. Wrocław kulinarnie pysznie się zmienia. W końcu!O tym, co nam się podoba, a czego brakuje też było w Gazecie:) Poczytajcie. GAZETA WYBORCZA

Z Londynu dotarła do mnie wypatrzona w apetycznej muffiniarnii książka. Make cupcakes whit Lola to obowiązkowa  biblia dla tych, którzy do tych angielskich babeczek mają słabość.  Ascetyczne wręcz zdjęcia i inspirujące przepisy.  Zdecydowanie najlepsza lektura o tych wciąż kuszących mnie deserach. A wiem, co piszę, bo mam na półce kilkanaście książek poświęconych cupcakes:) making cupckas whit lola Efektów wypieków z tej książki  próbowałam w jednej z  kawiarnii dziewczyn, które kilka lat temu stworzyły tę markę. Na półkach cupcakes we wszystkich kolorach tęczy. Wybrałam najbardziej stonowaną - cynamonową z odrobiną karmelu. Babeczka była wyśmienita. Delikatnie biszkoptowa z  kremową niespodzianką w środku.  Top na bazie cynamonowego masła. Rozkoszując się swoją nową książką najpierw nabrałam ochoty na delikatny cupcakowy eksperyment. Chciałam wybrać najciekawsze egzemplarze  i  wypróbować je w swojej kuchni. Jednak gdy przerzucałam    każdą kolejną stronę,  powoli docierało do mnie, że takiej selekkcji zrobić nie potrafię. Babeczki podobały mi się wszystkie. I te z jagodami i kremem z limonki, dobrze wyglądały orzechowe, karmelowe. Na kawowe też miałam  chęć. babeczki cynamonowe Kolejną decyzję podjęłam dość szybko. Postanowiłam zrobić wszystkie proponowane w książce cupcakes. Na szczęście nie naraz:)   Mimo, że zachłyśnięta byłam aptycznymi zdjęciami, to zachowałam odrobinę rozsądku i pieczenie podzieliłam na etapy. Zaczęłam od babeczek cynamonowych. babeczki cynamonowe Babeczki do pieczenia są bardzo wdzięczne. W domu już po wymieszaniu składników unosi się zapach cynamonu. A cynamon z masłem? To już poezja. Przekonajcie się sami:)

Bezdyskusyjnie uważam schab za niezwykle wdzięczny do przyrządzania. Trzeba mieć tylko na niego pomysł. Szukam go regularnie, bo klasyczne schabowe mogą się nawet ich najwierniejszym wielbicielom znudzić. I dla nich oraz tych, którym ze schabem w ogóle jakoś nie po drodze jest moja dzisiejsza propozycja. Mięso lekko duszone w kremowym sosie, doprawione kwaśną limonką i  łagodnym zielonym pieprzem. Smaki  zrównoważone aromatem kolendry. Połączenie schabu z mascaropone zobaczyłam w programie śniadaniowym. Przepisu nie zdążyłam zanotować, więc potem w kuchni zdana byłam na improwizację. Za pierwszym razem dodałam startą skórkę z cytryny, przy drugiej próbie sporo czosnku, trzecia z limonką i kolendrą okazała się moim kulinarnym strzałem w dziesiątkę. Schab w tej postaci dominuje teraz na moim stole, karmię nim kolejno wszystkich gości:) I nie narzekają, a nawet zaskoczeni takim smakiem, wspominają coś o zadowoleniu i żądają przepisu! schab z mascaropone Zielony pieprz zachwycił mnie w Indiach. Na plantacji zaciekawiona przyglądałam się, jak rośnie. Zbierany jest  jeszcze niedojrzały, stąd jego kolor. Można go marynować albo suszyć. Jest łagodniejszy niż jego  dojrzałe czarne rodzeństwo, dlatego pomyślałam, że nie zburzy harmonii kremowego sosu.  Ziarna,  które widać na zdjęciach trafiły do naszej  kuchni prosto z Egiptu. Takie prezenty bardzo lubię:)  W sklepach zielony pieprz ciężko kupić, ale nie należy się poddawać, bywa w dobrych miejscach. Możecie też znaleźć go w internecie. zielony pieprz Na talerzu dominuje zieleń, to ciąg dalszy mojej tęsknoty za wiosną:) Po ostatnich promieniach słońcach, już pojawiła się nadzieja, że to na dłużej,a tymczasem weekend ze śniegiem za oknem. Jeśli chcecie sobie ocieplić ten dzień koniecznie zróbcie schab z mascaropone i limonką. Przygotowanie nie trwa długo, na niedzielny obiad spokojnie zdążycie:)

Lubię gęste zupy. Aromatyczne kremy. Intesywne smakowe  doznania. Taki jest krem z selera doprawiony pleśniowym serem. Bardzo zimowy, energetyczny. Z mocnym uderzeniem pora i czarnego pieprzu.  Selerowi trudno grać główną rolę, jest zbyt mdły. Najczęściej bywa niezauważalnym dodatkiem. Jedym z wielu elementów bulionu. Dzięki tej zupie  przekonacie się, że  wzmocniony odpowiednim akcentem nabiera charakteru. Towarzystwo innych warzyw i mojej ulubionej oliwy z truflą pasują do niego idealnie. Grzanka razowego chleba też może się przy kremie z selera pojawić, ale to już tak bardziej niezobowiązująco. krem z selera Krem z selera  najlepiej przygotować tuż przed podaniem. Wtedy najbardziej wyczuwalne są wszystkie jej aromaty. krem z selera