Ten schab robiłam kiedyś namiętnie, ostatnio zupełnie zniknął z mojego menu, czego żałuję, bo pamiętam, że potrafił zachwycić. Jest wyjątkowo kruchy i po kilkugodzinnej kąpieli w cytrynowej marynacie niezwykle esencjonalny. Obficie przełożony cieńkimi plastrami czosnku,wyśmienice kontrastuje z kwaśnym sosem. Choć w przepisie, który dostałam od cioci nie było ziół, zaryzykowałam i obsypałam go świeżą kolendrą. To danie ma jeszcze jedną zaletę – przygotowuje je się wcześniej, przed zaserowowaniem trzeba tylko przełożyć naczynie z lodówki do piekarnika.
Składniki:
- 4-6 plastrów schabu (takich, jak na kotlety)
- 4 cytryny
- pół szklanki oleju
- 3 ząbki czosnku
- pół szklanki świeżej kolendry
- pieprz, sól
- 3 łyżki mąki
Kotlety lekko rozbić, posypać pieprzem i obtoczyć w mące. Przesmażyć na gorącym oleju po minucie z każdej ze stron. Przełożyć do naczynia żaroodpornego. Czosnek posiekać i natrzeć nim mięso. Z cytryn wycisnąć sok, wymieszać go z olejem i zalać mięso. Posypać świeżą kolendrą. Przestudzić i wstawić do lodówki na co najmniej 5 godzin ( ja przygotowuję dzień wcześniej)
Tak wygląda schab, po nocy spędzonej w lodówce. Widać, że mięso wchłonęlo zalewę i jest kruche.
Piec w temperaturze 180 stopni przez 35 minut. Ja lubię ten schab z grzybami przesmażonymi z cebulą.
Do tej wersji schabu pasują kluski śląskie albo kopytka. Kolendra, którą dodałam okazała się świetnym uzupełnieniem.