Propozycja w  sam raz na zaśnieżone zimowe popołudnia. Do  zrobienia w kilka minut.  Babeczki pełne czekolady przyjemnie rozgrzewają, dodają energii i poprawiają nastrój.  Najlepsze są jeszcze ciepłe, popijane kawą albo herbatą. Jeśli zostaną na poranne śniadanie, co rzadko się zdarza,  polecam towarzystwo mleka.  

 Od kilku dni miałam ochotę na drożdżowe rogaliki. Ciągle jednak brakowało mi czasu na to co najdłużej trwa w takiej produkcji - wyrastanie ciasta. Zaryzykowałam i zrobiłam  masę  ekspresową, bo chłodzoną w lodówce zaledwie przez godzinę. Z piekarnika wyjęłam rumiane, delikatnie maślane i puszyste rogaliki. Nadziewane przygotowanymi latem niesłodzonymi  śliwkowymi powidłami chyba dobrze smakują, bo zniknęły błyskawicznie.

Tej zimy namiętnie wykorzystuję granaty, zachwycona ich rubinowym odcieniem, słodyczą pestek, niestrudzenie szukam kolejnych inspiracji. Do drobiu owoce pasują wyśmienicie, nieco kwaśne, delikatnie soczyste, zaostrzone wytrawnym białym winem i świeżo mielonym pieprzem. Przełamane miodem i dla równowagi wymieszane z drobno posiekaną cebulą. Najpierw zredukowane, potem zagęszczone, by ostatecznie towarzyszyć mogło lekko zarumienionej piersi z kurczaka.

Niezobowiązujące, z niewielką ilością mąki i sporą porcją orzechów, podkreślone wanilią, babeczki błyskawiczne. Przepis nawet dla opornych, jego realizacja polega na wymieszaniu wszystkiego i wstawieniu do piekarnika. W wersji saute doskonałe do śniadaniowej herbaty, w wyrafinowanej, z kremem kuszące przy popołudniowej kawie.  

Gruszki kupione zostały do sałatki. Orzechy miały zostać zmielone. Czekolada namiętnie wykorzystywana  do świątecznych wypieków  skończyła się dwa tygodnie temu. Ale otworzyłam bloga Francuzki z Kalifornii. I przypomniały mi się te wszystkie kuszące desery, które planowałam obowiązkowo zrobić w swojej kuchni. Z deszczowym nieprzyjemnym popołudniem najlepiej komponowała się gorzka czekolada i karmelizowana na moją własną odpowiedzialność gruszka. Wszystko oprószone szczyptą cynamonu na moim ulubionym kruchym waniliowym spodzie.

Sierpniowa podróż do Toskanii wzbogaciła nas o kilkanaście litrów pysznej oliwy nalewanej plastikowymi lejkami do szklanych butelek. Poczynione na miejscu błyskawiczne obliczenia pozwalały odetchnąć z ulgą, zapasu miało być dość co najmniej przez rok. Jeszcze przed jego końcem oliwy zaczynało brakować. Na szczęście udało mi się wzbogacić niewielkie porcje o ulubione aromaty. Dzięki dodatkom oliwa ma zupełnie inny smak, którego już  kilka kropli wystarczy do podkreślenia walorów makaronu, sałaty czy zwykłej grzanki. Zawartośc tych buteleczek też zniknęła szybko, kolejne przygotowałam już z oliwy kupionej w Warszawie, w  sprawdzonym włoskim sklepie.  

Doskonałe placki ziemniaczane w moim życiu zawsze serwowali mężczyźni. Od taty nauczyłam się dodawać do środka cebulę, a wierzch posypywać drobnym cukrem. Fantastyczne połączenie dopełnione kleksem kwaśniej śmietany, jedzone w rozsądnych ilościach przywołuje najcieplejsze wspomnienia. Po latach inny mężczyzna z dumą pokazał mi, jak wykorzystać placki, które zostają. Pokrojone w niewielką kostkę trzeba zalać jajkiem i ponownie usmażyć. To, delikatnie mówiąc, delicja dla wybranych, a tradycyjny przepis dla wszystkich, którzy mają ochotę na chrupiące, ciepłe placuszki.  

Jestem absolutną fanką łączenia sałaty z owocami, dlatego ta  kompozycja zachwyciła mnie, gdy zobaczyłam ją na ekranie telewizora w jednym z programów. Składniki zanotowałam w pamięci i odtwarzałam kilka dni później, więc nie jest to zapewne wierna kopia, ale smakuje wyśmienicie. Delikatny ser kozi w towarzystwie migdałów, soczyste mandarynki wymieszane z pestkami granata oraz maliny zaostrzone kolorowym pieprzem i wytrawnym winem. Sałatka serwowana na śniadanie pozwala przyjemnie rozpocząć dzień.  

Po świątecznych i noworocznych kulinarnych szaleństwach zdecydowałam się  na chwilę wytchnienia na talerzu. Delikatnie maślana ryba nie potrzebuje ciężkiego wsparcia panierki czy oleju, bo wtedy traci swe walory. Wyciśnięta na nią cytryna i kolorowy pieprz są wystarczającymi dodatkami. Ryba wstawiona do piekarnika nie przesiąka niepotrzebnym tłuszczem, a po wyjęciu jest ciągle soczysta i aromatyczna.

Całkiem niedawno odkryliśmy sklep z hiszpańskimi produktami. Właściciele sprowadzają wszystko z Kraju Basków i sprzedają w Warszawie w całkiem przyzwoitych cenach. Po takich zakupach można do swojej kuchni przenieść najpiękniejsze barcelońskie czy madryckie smaki. Tym razem wybór padł na kalmary, kupowane w całości, świeże, wystarczy ostrym nożem pociąć i usmażyć w głębokim oleju. Bez wątpienia sprawdzą się w sylwestrowym menu. Do panierki wykorzystałam inspirację Nigelli Lawson.