Ten schab robiłam kiedyś namiętnie, ostatnio zupełnie zniknął z mojego menu, czego  żałuję, bo pamiętam, że potrafił zachwycić. Jest wyjątkowo kruchy i  po kilkugodzinnej kąpieli w cytrynowej marynacie niezwykle esencjonalny. Obficie przełożony cieńkimi plastrami czosnku,wyśmienice kontrastuje z kwaśnym sosem. Choć w przepisie, który dostałam od cioci nie było ziół, zaryzykowałam i obsypałam go świeżą kolendrą. To danie ma jeszcze jedną zaletę - przygotowuje je się wcześniej, przed  zaserowowaniem  trzeba tylko  przełożyć naczynie z lodówki do piekarnika.  

Jestem absolutną fanką kremów,  najchętniej miskowałabym wszystkie zupy. Brokułowa należy do tych, które dają możliwość rozmaitych kompozycji. Samo warzywo jest  dla mnie nieco mdłe, ale wzbogacone o ostry smak gorgonzoli, tworzy sycącą przystawkę.  Krem doprawiony posiekaną zieloną pietruszką i kolendrą  powstaje błyskawicznie.  

Najpyszniejsze naleśniki są w Paryżu. W każdej uliczce można natknąć się na niewielkie stoiska  z ogromnym wyborem crepsów. Mają konsytencję przezroczystego arkusza papieru. Są delikatne i  uzupełnione   rozmaitymi dodatkami. Najbardziej widowiskowo wyglądają te płonące, polane wcześniej odrobiną pomarańczowego likieru. Moja śniadaniowa wersja jest zdecydowanie spokojniejsza. Dzięki granatom i cytrynie bardzo orzeźwiająca i energicznie nastawiająca do czekającego nas dnia.  

  Są takie miejsca, które relaksują mnie zdecydowanie bardziej niż oszałamiające aksamitem piasku plaże, miejsca, w których czas przestaje tak oburząjąco gonić. Szukam ich wszędzie tam, gdzie trafiam, czasami z przewodnikiem, częściej zupełnie przypadkiem. To lokalne targowiska, które  zawsze dają mi poczucie  uroczego zetnięcia się z autentycznym klimatem miast, miasteczek czy wsi, które odwiedzam. Lubię znaleźć swoje stoiska i wracać na nie, by toczyć niezobowiązujące rozmowy o lokalnych produktach. We Włoszech czerpię przyjemność z proszenia o uno ricotty nakładanej głęboką łyżką, w  Hiszpanii nigdy nie mogę się zdecydować, jaki rodzaj  serano  smakuje mi najbardziej. We Francji  daję się namówić na najostrzejszy ser.

W oryginalnej wersji sos był otoczką dla polędwiczek wieprzowych, smakował mi tak bardzo, że szybko  miałam ochotę na powtórkę. Gdy okazało się, że w moim sklepie został już tylko schab, wzięłam, co dawali, bo mięso przecież i tak miało być dodatkiem do tej aromatycznej marynaty. Sos jest gęstny, w kolorze  karmelu  przygaszonej brązem grzybów. Słodki i ostry  zarazem  zamienia mięso w kruche i soczyste  jesienne danie.    

Ostatnio namiętnie piekę białą pavlovą z granatami, bo gdy pytam, jaki deser mam zrobić, odpowiedź niezmiennie jest ta sama - bezę. Tort jest pyszny, ale zostają po nim żółtka, których żal mi wyrzucać. Najczęściej zamieniałam je w crem brulee, bo tak było najszybciej, ale jestem już nim znudzona.  Po  inspirację  sięgnęłam do swojej kulinarnej biblioteki i w książce Roberta Sowy (W poszukiwaniu smaku doskonałego) trafiłam na idealną dla mnie tartę z wiśniami. Do ciasta i zalewy wykorzystuje się żółtka akurat w takiej ilości, którą używa się do bezy. Deser robiłam z pewnymi obawami, jak zawsze, gdy debiutuję z jakimś przepisem, ale o tym, że niepotrzebne one były, przekonałam się rano, gdy na stole zobaczyłam puste foremki i okruszki. W ciągu nocy pozostawiona do ostudzenia tarta, zniknęła. Z tego przepisu wychodzą na szczęście dwie porcje, więc udało mi się spróbować i stwierdzić, że będę z przyjemnością do tej wersji  wracać. Następnym razem sprawdzę, jak smakuje z innymi owocami.

Kiedyś w jednej z wrocławskich restauracji razem ze znajomymi  złożyliśmy zamównienie na gęsi pipek razy cztery. Pani była przekonana, że żartujemy. My byliśmy zdziwieni, bo lokal słynął z  kuchni żydowskiej. A gęsi pipek, czy też raczej, jak pisze w swej ostatniej książce Piotr Bikont (Kuchnia Å»ydowska Balbiny Przepiórko) gęsi pipeks to w kuchni żydowskiej potrwa legendarna. O samą nazwę toczy się spór, bo w Polsce  gęsi pipek to dwa różne dania.    Na terenach dawanej Kongresówki gęsi pipek jest faszerowaną podrobami gęsią szyją, natomiast  w Galicji  podawany  bywał w  postaci    gulaszu.  Rozwiązanie podpowiada  etymologia, bo  w  jidysz słowo pipek  oznacza rurkę, co sugeruje, że była to nazwa to dla faszerowanej szyi. Ja mam wyjątkową słabość do podrobów i ku zniesmaczeniu wielu uwielbiam je pod każdą postacią. Mój gęsi pipek to gulasz z żołądków, który  nasycony słodkością pieczonej cebuli i czosnku idealnie zaspokaja apetyt.

Drób ma dużo wiele wartości odżywczych, jest dietetyczny ( filet z kurczaka to zaledwie 100 kalorii), bogaty w cynk i białko, ale ma jedną wadę - mdły smak. Trzeba więc nadać mu wyrazistości. Ja często wybieram szpinak jako towarzystwo do filetów. Tutaj połączyłam tę parę w formę soczystych i kruchych roladek. W czasie pieczenia mięso puszcza sok, który rozgrzany miesza się z wyciekającym z wnętrza każdej porcji serem. Po przekrojeniu widać, jak liście szpinaku ułożyły się w przyjemne estetycznie fale.

Swoje pierwsze ciasto marchewkowe zrobiłam w liceum. Debiut się nie udał,  zamiast pulchnego, aromatycznego ciasta, które widziałam na zdjęciu w książce dla wegetarian, wyszedł  gorzki zakalec, którego było mi żal,  bo z poświęceniem  ścierałam  do niego marchew.  Rozczarowana bardzo długo nie podejmowałam kolejnej próby, skreślając marchewkę jako podstawowy składnik deseru. Ale w Londynie niechcący zakochałam się marchewkowym torcie, który odkryli moi koledzy.  Kupowany   zawsze w tym samym sklepie, miał kremową wartwę lukru i mnóstwo cukru. Można  go było jeść bez opamiętania. Nigdy nie przegrywał z czekoladowym, który stał na półce obok.  Smak tych  muffinek jest taki, jak londyńskiego ciasta.  Ma tylko zmiejszoną  dawkę  cukru i zwiększoną  korzennych przypraw.  Marchewkowy deser jest  na mojej obowiązkowej jesiennej liście wypieków.

Flan  poznałam dopiero w czasie ostatniej wizyty w Hiszpanii. Wcześniej zachwycałam się cremem brulee i nie widziałam dla niego konkurencji. Ponieważ jednak przywiozłam sobie specjalne foremki, w których Hiszpanie przygotowują ten  jeden ze swoich ulubionych deserów, nie miałam wyjścia i musiałam wprowadzić flan do  mojej  kuchni. Najprzyjemniejsza w przygotowaniu jest zabawa z karmelem. Bardzo lubię tę chwilę, gdy cukier powoli się rozpuszcza i tworzy złotą masę.