Nie ma nic przyjemniejszego niż w jesienny drżysty wieczór poczuć nutę gorącego soczystego lata. To jest możliwe. Wystarczy lato zamknąć w słoiku, dobrze zakręcić i schować, tak by przetrwały kilka najbliższych miesięcy.

Sezon ogórkowy w pełni, to najlepszy czas, żeby zapakować je w słoiki. Trwa to chwilę, a rozkoszować się smakiem można bardzo długo. Moje kolekcja ma dotrwać do zimy! Po raz pierwszy  włożyłam do  słoika  świeże zioła. Pasują doskonale, charakterystyczny aromat wzbogaca smak ogórków. Przepis na ogórki jest sprawdzony, bo od mamy Agaty, do której dzwoniłam po pomoc, gdy w moim domu pojawiło się kilka kilogramów warzyw:)

Te babeczki roztapiają najtwardsze serca. Z premedytacją piekę je, gdy zależy mi uszczęśliwieniu kogoś. Nie są przesłodzone, za to   - jeśli wykorzysta się czekoladę z   co najmniej 70% zawartością kakao - bardzo aromatyczne. Robię je przez cały malinowy sezon. Wiem, że się nie nudzą. Polecam nawet tym, którym  nic w kuchni nie wychodzi. Tu nie potrzeba umiejętności, wystarczy mieć wolne pół godziny.

Kurki najchętniej kupuję w podróży od ludzi stojących przy samym  lesie. Każdego dnia pojawiają się  ze świeżą porcją grzybów. Zawsze daję się namówić na większą porcję niż planowałam. Nigdy nie żałuję, bo sezon trwa tak krótko, że żal go nie wykorzystać - nawet w nadmiarze.  Kurki są fantastycznym dodatkiem do mięs, makaronu czy jajek. Tutaj propozycja połączenia z soczystymi polędwiczkami.

Tę zupę można  uznać za klasyczny niemiecki Eintopf - czyli potrawę jednogarnkową.  Kiedyś   ze względu na niewielki koszt, a dużą objetość nazywana   była daniem dla ubogich. Dziś bywa rarytasem. Gotowały je niemieckie gospodynie  dla swoich mężów i pracowników. W czasie wojny władze zachęcały, by  podawać ją jak najczęściej, a to co uda się zaoszczędzić, oddawać biednym.  Po takim daniu nikt nie odejdzie od stołu głodny. Może być za to zachwycony lekkością i chrupkością młodej kapusty skąpanej w pomidorowym aromacie.

Mamy swoje kopytka, a Włosi równie mączne i sycące, choć  nieco bardziej okrągłe gnocchi. Robi się je błyskawicznie i z niewielu składników. Potem można fantazjować z sosem. We Włoszech - najlepsze bywają najskromniejsze z łyżką dobrej oliwy i odrobiną parmezanu. Ja lubię wersję zdecydowanie cięższą. Kluski obficie skąpane w aksamitnym sosie z innego włoskiego rarytasu - gorgonzoli. Do gnocchi polecam łagodną odmianę tego pysznego sera- dolce latte. Nie jest zbyt ostra i twarda.  Smak wzbogacają i podkreślają świeże zioła. Gdy ostatnio podałam taką kompozycję - usłyszałam - wyśmienite!

Do tart mam wyjątkową słabość. Ratuję się nią zawsze, gdy nie mam pomysłu na deser dla kilku osób. Latem najlepsza jest z truskawkami. Nie należy ich oszczędzać. Można je zalać galaretką, dodać nieco śmietany, ale i w tej najskromniejszej wersji uszczęśliwia podniebienie.

Był upał i takie same słoneczne prognozy na kolejne dni. Zrobiłam więc pełen garnek chłodnika. Gdy tylko skończyłam, zaczęła się ulewa, tempertaura spadła i zupa przestała być pożądana. Bo są takie smaki, które mają swoje zalety tylko  czasami. Taki jest chłodnik.  W dobrych okolicznościach -  idelany.  

Por jest symbolem narodowym Walii. W  polskim menu pojawia się  od średniowiecza, głównie w roli dodatku. Tu proponuję absolutne docenienie pora, który połączony z intensywnym aromatem trufli i mleka kokosowego tworzy aksamitny krem.

Teraz mamy pogodę na takie smaki. Orzeźwiające i chłodzące. Przygotowane w domu, bez konserwantów wpisują się   w silnie lansowane zasady zdrowego żywienia.   Ja odkąd dałam się przekonać w chińskiej restauracji na obrzeżach Paryża, że to nie jest deser, a jedynie oczyszczenie kubków smakowych, chętnie powielam tę teorię.