Dostałam spory kawałek dyni. Takie prezenty zawsze chętnie i bez rozsądku przyjmuję, a potem dopiero zastanawiam się co z nimi zrobić. Podarowałam dyni dwa dni na tarasie i w tym czasie z planu zrobienia gęstej zupy dotarłam do sernika. Podpowiedzią była dla mnie kreatywność Nigelli Lawson i jej odwaga, by dynię połączyć w serem. Od siebie dodałam sporo jesiennych aromatów, kardamonu, cynamonu, imbiru. Usłyszałam, że dzięki nim ciasto nie smakuje jak deser, a jednak trudno mu się oprzeć. Sernik pieczony jest kąpieli wodnej i wychodzi z niej bardzo spójny, gładki i wilgotny, a do takich słabość mam największą. Kolor zdecydowanie wrześniowy. Co do dyni, myślę, że trudno ją w masie rozpoznać. Niby jest, a jednak nie dominuje. Nadaje niewątpliwie sernikowi wyrazu.