Ostatnio namiętnie piekę białą pavlovą z granatami, bo gdy pytam, jaki deser mam zrobić, odpowiedź niezmiennie jest ta sama - bezę. Tort jest pyszny, ale zostają po nim żółtka, których żal mi wyrzucać. Najczęściej zamieniałam je w crem brulee, bo tak było najszybciej, ale jestem już nim znudzona. Po inspirację sięgnęłam do swojej kulinarnej biblioteki i w książce Roberta Sowy (W poszukiwaniu smaku doskonałego) trafiłam na idealną dla mnie tartę z wiśniami. Do ciasta i zalewy wykorzystuje się żółtka akurat w takiej ilości, którą używa się do bezy. Deser robiłam z pewnymi obawami, jak zawsze, gdy debiutuję z jakimś przepisem, ale o tym, że niepotrzebne one były, przekonałam się rano, gdy na stole zobaczyłam puste foremki i okruszki. W ciągu nocy pozostawiona do ostudzenia tarta, zniknęła. Z tego przepisu wychodzą na szczęście dwie porcje, więc udało mi się spróbować i stwierdzić, że będę z przyjemnością do tej wersji wracać. Następnym razem sprawdzę, jak smakuje z innymi owocami.