
Nie miałam w planie piec bułeczek. Jednak zwykle takie decyzje podejmuję nagle :) Tutaj wpłynęły na to przede wszystkim 2 czynniki.
Po pierwsze, szłam do Radia Wrocław na nagranie. Wiedziałam tylko, że tematem przewodnim będzie jedzenie na świeżym powietrzu. Nie wypadało iść zatem z pustymi rękoma, więc bułeczki wydawały się w sam raz do piknikowego koszyka. Pojawiło się tylko pytanie, z czym je zrobić :) I tu czas się drugi czynnik - chęć wykorzystania nowej foremki do zapiekania :) Dostałam ją od przyjaciółek na urodziny, nie wiem skąd mogły wiedzieć, że 2 dni wcześniej oglądałam je w Tk Maxxie, ale rozsądek kazał mi je zostawić z powrotem na półce. A tu taka niespodzianka! Jak zobaczyłam niebieski kolor, białe groszki od razu wiedziałam, że w środku muszą być jagody!
Efekt końcowy był pyszny. Puszyste, lekkie bułeczki drożdżowe, z kruszonką oczywiście :) Idealane na piknik, wystarczy oderwać by zjeść, bez zbędnych sztućców ;)
To ciągle nie były nasze truskawki, ale swą czerwienią kusiły tak bardzo, że trudno było im się oprzeć. Do tej najprostszej wersji ze śmietaną i odrobiną cukru jeszcze nie nadawały. Bez obaw jednak można je skropić wanilią i zanurzyć w lekkim cieście. Do wyboru w dwóch wersjach - prosto z piekarnika i schłodzone z bitą śmietaną.
Proste, nieprzekombinowane smakiem. Tradycyjne, dobre na każdą okazję. Ciasteczka te są mało pracochłonne, więc można je przygotować nawet na ostatnią chwilę :) Tym razem w wersji wielkanocnej.
Od kilku dni miałam ochotę na drożdżowe rogaliki. Ciągle jednak brakowało mi czasu na to co najdłużej trwa w takiej produkcji - wyrastanie ciasta. Zaryzykowałam i zrobiłam masę ekspresową, bo chłodzoną w lodówce zaledwie przez godzinę. Z piekarnika wyjęłam rumiane, delikatnie maślane i puszyste rogaliki. Nadziewane przygotowanymi latem niesłodzonymi śliwkowymi powidłami chyba dobrze smakują, bo zniknęły błyskawicznie.
Bardzo lubię domowe pączki. Tradycyjne są jednak dość pracochłonne, dlatego piekę je tylko na Tłusty Czwartek. Zdecydowanie szybciej robi się pączki hiszpańskie, a jeszcze szybciej (wręcz błyskawicznie) te. W smaku są jakby pomiędzy oponkami a pączkami. Są małe, poręczne i szybko znikające z talerza :)
Gruszki kupione zostały do sałatki. Orzechy miały zostać zmielone. Czekolada namiętnie wykorzystywana do świątecznych wypieków skończyła się dwa tygodnie temu. Ale otworzyłam bloga Francuzki z Kalifornii. I przypomniały mi się te wszystkie kuszące desery, które planowałam obowiązkowo zrobić w swojej kuchni. Z deszczowym nieprzyjemnym popołudniem najlepiej komponowała się gorzka czekolada i karmelizowana na moją własną odpowiedzialność gruszka. Wszystko oprószone szczyptą cynamonu na moim ulubionym kruchym waniliowym spodzie.