Karolina wróciła z Meksyku. Ja chciałabym pojechać. Z zazdrością patrzyłam na prezentowane nam przez całe leniwe przedpołudnie radosne obrazki stamtąd. Te talerze pełne pyszności. Opowieści o smakach. Kusiło za bardzo. Poszukałam więc namiastki. W centrum Warszawy, przy Senatorskiej jest kawałek Meksyku. Trzeba tylko przekroczyć bramę – dosłownie, by dostać się do El Popo. I trafiamy do wulkanu energii. Są barwy, jest muzyka. Prowadzeni przez kelnerkę z dzieckiem na ręku, mijamy drewniane stoły. Siadamy i wpatrujemy się w mieniącą się rozmaitymi odcieniami porcelanę! Klimat urzeka.
Na początek – czekadełko. Tak o nachos z pomidorową salsą mówiła pani kelnerka. Zaostrzają apetyt i są przyjemnie chrupkie. Wypiekane na miejscu, można prosić o dokładkę. Decyzja podejmowana nad kartą jest błyskawiczna i jednogłośna. Endradas para dos personas – talerz meksykańskich specjałów dla 2 osób. Przed nami pojawia się kolorowy półmisek. Maleńkie tortille zapiekane z serem, obok quesadillas z ostrym chorizo, empanadas w postaci pierożków z mąki kukurydzianej. I nasze ostatnie odkrycie – ceviche. Pachnie obłędnie, z każdym kęsem smaki przyjemnie się mieszają. Intensywne chorizo z delikatnością mąki kukurydzianej. Przegryzane wyjątkowo miękkim i soczystym awokado. Doprawione ostrością czerwonej cebuli. W pewnym momencie przestaję używać sztućców. Trójkątne pierożki przyjemnie pieką w palce. Tortille znikają z talerza coraz szybciej. Widać już czerwone dno meksykańskiego talerza. Ostatni łyk truskawkowej margarity i krótka sjesta przed daniem głównym. Choć nie wiem, czy podołam, bo ilość endradas skutecznie zaspokoiła noszony w sobie od rana głód.W tej kwestii kuchnia oddaje najlepsze meksykańskie zasady. Musi być dużo!
Trzeba być jednak bohaterem. Caxitl popocatepetl już czeka na drewnianym blacie. I znowu mamy przed sobą cały wachlarz meksykańskich przyjemności. Półmisek jest podgrzewany, nie trzeba się spieszyć, nic nie wystygnie. Najbardziej intryguje mnie kurczak w sosie mole. Słyszałam, widziałam, ale jeść będę po raz pierwszy. Zastanawiam się, czy gorzka czekolada wymieszana z papryczką chili ma cokolwiek wspólnego ze słodyczą, której unikam. Podejmuję wyzwanie, jest wyraziście, dominuje kakao, ale tylko przez spokojny moment, po którym następuje eksplozja pikanterii. Nie widzę wprawdzie ilości dodanej papryczki, ale nie mam wątliwości, kucharz był szczodry!Podobno w Meksyku każda szanująca się seniorita do sosu mole dodaje aż 6 rodzajów ostrych papryczek. Jak sobie radzi kuchnia El Popo nie wiem, ale wargi płoną!Wytrzymuję i ponawiam próbę. Smak jest coraz głębszy, a kurczak w tym zestawie zaskakująco dobrze wkomponowany. Aż chce się mierzyć z tym wyzwaniem bez końca. Tyle tylko, że obok czekają kolejne przysmaki. Nadziane na cieńkim patyku krewetki skąpane w płatkach czosnku. Soczyste i chrupkie. I przypominające cygara wąskie placuszki zawinięte w rulonik. Rumiane z przyjemnym, kremowym nadzieniem.
Nie przekonuje mnie jedynie guacamole. Za ostre, za dużo cebuli, za mało znanego mi smaku. W El Popo dodają kolendrę i papryczkę jalapeno. Choć zazwyczaj ten lekki mus uwielbiam, tu odstawiam. Wolę zdecydowanie bez tych dwóch dodatków. Na deser ponownie margarita. Zmiksowane truskawki, lekko kwaskowate, przyjemnie orzeźwiające. Idealne podsumowanie meksykańskiej uczty. Była warta grzechu. To co z niej zostało, bo jednak nie można zjeść wszystkiego, dostajemy w pudełku na wynos.
El Popo, Restauracja Meksykańska
Warszawa, ul. Senatorska 27
2 komentarze
Karola says:
:) :) :)
Anna Walendowska says:
powinnaś przyznawać gwiazdki. takie Twoje prywatne „michelin”:):)