Do bólu zdarta taśma video z filmem Fabryka Czekolady – to moje słodkie wspomnienie z dzieciństwa. Zazdrościłam Charliemu i marzyłam, by pod sreberkiem kupionej w sklepie tabliczki też krył się bilet do tajemniczego królestwa słodyczy. Czego tam nie było! Soczyste fontanny mlecznej czekolady, bajkowa rzeka wypełniona ziarnem kakaowca. Czekoladowe karuzele, lalki i misie. Wielkie kotły wypełnione kremową masą. Bohaterowie mogli sycić się nimi do woli. Maczać palce, oblizywać bezwstydnie i zachwycać pracą czekoladowych mistrzów. Ekstrawagancki cukiernik Willy Wonka moim czarodziejem. Naiwne życzenia małej dziewczynki spełniły się dobre kilkanaście lat później:) W skrzynce mailowej naszego bloga pojawiło się zaproszenie na warsztaty do fabryki Wedla. Obie z Agatą przyjęłyśmy je z przyjemnością:)
Pachniało już przy parkingu. Uroczy kontrast rozgrzewającej słodyczy dla szalejącej w mieście śnieżnej wichury. Kuszący aromat czekolady jeszcze mocniej otulał tuż za drzwiami. W tym miejscu każdego dnia powstaje prawie dwieście ton słodkości. Z zaledwie jednej czekoladowy maestro Janusz Profus stworzył niesamowity świąteczny pokój.
Ściany wyłożył 400 sztukami mlecznych tabliczek. Na półki zużył 6 kilogramów gorzkiej. Na działający zegar potrzebował 12 kilogramów karmelowej, białej, mlecznej i gorzkiej mieszanki. Podłogę, do której wykorzystał kolejnych 40 kilogramów ułożył we wzór karo. Na niej ustawił stolik z krzesłem. Bez dotknięcia trudno było uwierzyć, że zestaw jest jadalny. Zawiera prawie 85 kilogramów gorzkiej czekolady. Precyzyjna robota i troska o każdy detal. Kruche filiżanki z warstwą bitej śmietany.
Do swojego pokoju zabrałabym choinkę. Ma ponad 2,5 metra, pół tysiąca czekoladowych ręcznie zdobionych bombek i rewelacyjny jeżdżący pociąg. Każdy wagonik wiezie prawie 2,5 kilograma słodkiego ładunku. Nawet żwirek pod torami jest z czekoladowych płatków! Trzeba mieć nie tylko zdolną rękę, ale i niesamowitą wyobraźnię, by wyrzeźbić coś takiego.
Na hali produkcyjnej było nieco mniej wytwornie. Maszyny działały w równym rytmie, sprawnie nalewając masę do foremek, dociskając i zgrabnym ruchem tworząc setki tabliczek. Wszystkie wypełnione nadzieniem. Wedel sprowadza ziarna kakaowca z Ghany, drugiego na świecie producenta kakao. Z tego samego miejsca pochodziły ziarna kupowane w latach trzydziestych przez założyciela fabryki – Jana Wedla. Do Polski przypływały statkami.
Obecny dyrektor fabryki opowiada nam, że owoc kakaowca jest brzydki i w zasadzie nikt się nim nie zachwyca. Dopiero, gdy ziarna przejdą proces fermentacji i prażenia można je zmielić na kakao. A co się dzieje potem, to już sami widzimy. Czekolady z nadzieniem tiramisu, gorzkie, mleczne, z orzechami, owocami. Nadziewane bombonierki i lizaki. Mikołaje z czekolady. I zachwycające szczególnie Agatę pralinki. Ona żałowała, że sklepach Wedla nie można kupić posypek, którymi są dekorowane, a obie ubolewałyśmy, że Mistrzowie nie zdradzili nam, jak robić takie cuda:) Nie przeszkodziło mi to w tym, by następnego dnia w domu zrobić jednak własne czekoladki:) Intuicyjnie.
Agata jednak dzielnie utrwalała na zdjęciach każdy z etapów wycieczki:)Mnie urzekła kremowa rzeka, z której powstaje pianka do ptasiego mleczka. Tyle litrów o gęstej konsystencji. Słyszę obok głośno wypowiadane myśli o chęci zanurzenia się w tej fontannie. Też mam na to ochotę. W takich miejscach w nawet najbardziej poważnym człowieku odzywa się dziecko:)))
Ptasie mleczko to sztandarowy produkt Wedla. Od jakiegoś czasu oprócz tradycyjnego – oblanego gorzką czekoladą, firma proponuje też ptasie mleczko w mlecznej i białej czekoladzie. To ostatnie jest niezwykle słodkie, ale zdarzyło mi się zjeść całe pudełko, co oznacza, że nadmiar cukru smaku nie psuje:)
Jak już nasyciliśmy wzrok czekoladową produkcją, zaproszono nas do pracy:) Dostaliśmy bombki i tradycyjne wedlowskie torciki. Do tego zestaw pisaków z kolorową masą czekoladową. I zadanie, by udekorować co najmniej tak pięknie, jak robią to mistrzowie – Joanna i Janusz Profus. Prywatnie małżeństwo, w którym czekolada gra rolę główną. Ona częstuje go kremem szparagowym z białą czekoladą i pistacjami, a On serwuje krewetki w czekoladowym musie. Dla mistrza zresztą czekoladowe kompozycje nie mają żadnych granic. Na jednym z konkursów podał czekoladowe ciastko polane kremem … czosnkowym.
Nam niestety ewidentnie brakuje talentu i odwagi Maestro. Ręka tak lekko i zwinnie nie prowadzi czekoladowych pisaków. Podobno to kwestia doświadczenia. Tej delikatności i kunsztu można się nauczyć w praktyce. Pracownice fabryki Wedla w czasie 8 godzinnej zmiany bez problemu dekorują 200 torcików. Niezłe wyzwanie:)
Bombki i torciki zabieramy do domu. Będą dobrym wspomnieniem i prezentem dla Najbliższych. Czekoladową fabrykę opuszczamy bardzo zadowolone. Choć Wedel to firma zanurzona w historii, z uwagą obserwuje swoich klientów i stara się spełnić ich oczekiwania. Czekam więc aż w sklepach pojawi się czekolada z czosnkiem:) Tymczasem świetnie było zobaczyć od kuchni wszystkie etapy produkcji słodyczy. I poczuć ten niewiarygodny zapach. Zaczęłam nawet zazdrościć okolicznym mieszkańcom, że towarzyszy im każdego dnia, bez względu na porę roku:)
2 komentarze
alagosia says:
bombki z czekolady!! ja też chcę!! No i te czekoladowe ściany to spełnienie marzeń każdego dziecka :))) A jako, że to najlepsza, bo wedlowska czekolada, to już w ogóle cud- miód :))
Andżelika Swadowska says:
Mnie też bardzo smakują czekolady i różne inne smakołyki Wedla szkoda tylko że w sklepach nie ma takich żabek czekoladowych bo bym chętnie spróbowała.