Z Luką znamy się dobrze, można nawet powiedzieć, że się przyjaźnimy. Znajomość nawiązałyśmy poprzedniego wieczora, gdy trafiliśmy wiedzeni zabawną nazwą osterii w wąską uliczkę, pośrodku której schowane były: pracownia malarska i równie barwne wejście do knajpki.
Nas interesowaÅ‚ obraz stworzony na talerzu, menu przed wejÅ›ciem zapowiadaÅ‚o siÄ™ kuszÄ…co, ale tuż za drzwiami zostaliÅ›my powstrzymani wesoÅ‚ym pytaniem kuruczowÅ‚osej Luki o naszÄ… rezerwacjÄ™. Bez niej, mimo najszczerszych chÄ™ci kobieta nas nie mogÅ‚a ugoÅ›cić. OczywiÅ›cie marzy o tym, żebyÅ›my sprobowali jej kuchni, ale – tu bÅ‚yskawicznie przeraca kartki grubego notesu – ma wszystko zajÄ™te. Jeszcze daje nadzieje,  analizuje, przemyka palcem po zapisanych linijkach, niestety. Absolutnie nie ma gdzie nas posadzić. Jest jej przykro, prosi o zrozumienie, ma zaledwie kilka stolików i trzeba – tu podaje wizytowke zapisywać siÄ™ do nich telefonicznie. Może na jutro by siÄ™ udaÅ‚o pytamy nieÅ›miaÅ‚o  uwiedzeni rozkosznoÅ›ciÄ… Luki? Znowu ruch wertowania kartek, analizowania i drapania siÄ™ po gÅ‚owie i w koÅ„cu pada odpowiedz, si. DostajÄ™ ołówek i zaszczyt wpisania swojego imienia do notesu. WÅ‚aÅ›cicielka uprzedza nas, że otwierajÄ… dopiero o 19.30, prosimy o stolik na tÄ™ godzinÄ™, a ona radzi,ale bez możliwoÅ›ci odmowy, żebyÅ›my przyszli o 20!!! Bedzimy na pewno.
 Na odchodne pytam Luki, gdzie w takim razie poleca nam dzis kolacje. Ona odgrywa drugÄ… część widowiska, intestywnie gestykulujÄ…c, przeyÅ‚ykajÄ…c napÅ‚ywajÄ…ce do oczu Å‚zy i wypowiadajÄ…c lawinÄ™ sympatycznie brzmiÄ…cych, ale zupeÅ‚nie niezrozumiaÅ‚ych wÅ‚oskich słóww, wyjaÅ›nia, że nie ma pojÄ™cia. Choć mieszka w tym miasteczku, w którym sÄ… może 4 ulice od 30 lat jada tylko u siebie. OczywÅ›cie wiem, że u niej jest najsmaczniej, najlepiej, ale gdzieÅ› muszÄ™ dziÅ› zjeść kolacje, skoro u niej też najtÅ‚oczniej. Luka też to wie i nawet mnie rozumie, chce pomóc, opowiada o swoim mężu, który Å›wietnie mówi po francusku, angielsku, niemiecku i jakiemuÅ› jeszcze , jest przystojny, co mogÄ™ sama stwierdzić, gdyz zostaje mi wskazany, że byÅ‚a w Hiszpanii, wspomina o urokach miasteczka, ale miejsca polecić nie ma odwagi. Bardzo jej oczywiÅ›cie przykro, nie ma nic gorszego niż być gÅ‚odnym, ona, która karmi ludzi wie, to najlepiej, ale do innej restauracji drogi mi nie wskaże. Nie weźmie za mój posiÅ‚ek w obcym miejscu odpowiedzialnoÅ›ci. Gdy zrezygnowana chce siÄ™ żegnac, dzieli siÄ™ ze mna dobrÄ… radÄ…, najlepiej żebym w knajpkach nie zamawiaÅ‚a caÅ‚ego posiÅ‚ku, tylko najpierw spróbowaÅ‚a jednego dania, potem poszla do innej na drugiej, jeszcze gdzieindziej na deser i wtedy ocenila, gdzie byÅ‚o najsmaczniej. Å»egnamy siÄ™ czule, uroczym cmokniÄ™ciem, do nastÄ™pnego wieczora. Prosi mnie jeszcze, że gdybym zrezygnowaÅ‚a z kolacji u niej, zadzwoniÅ‚a uprzedzić. Ale przeciez dobrze wie, że ja już odliczam godziny pozostaÅ‚e do chwili, gdy wpuÅ›ci mnie dalej niż tylko za próg. NaprawdÄ™ nie mogÄ™ siÄ™ doczekać, wiÄ™c gdy wracamy z przyzwoitej kolacji, która jednak udaÅ‚o nam siÄ™ zjeść, (tortellinii z wieprzowina w sosie truflowym oraz gnocchi z ricottÄ… – oba aromatyczne i sprawiajÄ…ce niekÅ‚amana przyjemność podniebieniu.) ZaglÄ…damy przez szybÄ™ do La solita zuppa – wszystko zajÄ™te, tak jak mówiÅ‚a Luka. Zerkamy spokojnie na menu, by przynajmniej móc wybrać danie na jutrzejszÄ… kolacjÄ™. Jest menu degustacyjne, czyli zestaw najwyborniejszych wÅ‚oskich daÅ„. CaÅ‚y kolejny dzieÅ„ rozpatrujemy skÅ‚adniki, które może zawierać menu. Mi marzy siÄ™ tradycyjne tiramisu, którego dotÄ…d we WÅ‚oszech nie próbowaÅ‚am. Do Chiusi przyjeżdżamy wczeÅ›niej, żeby zrobić zdjÄ™cia osterii z zewnÄ…trz. Potem na zaostrzenie apetytu kawa i lampka wina w kafejce na wzgórzu.
Chwilę po 20.00  przekraczamy próg La Solita Zuppa. W oddali widzę Lukę, tym razem jednak bliżej poznaję jej męża. Robertto wskazuje nam stolik, na którym postawiona została ceramiczna wizytówka z moim imieniem. Uroczy gest, który utwierdza nas w przekonaniu, że ta osteria to idealny wybór. Robertto towarzyszy nam dalej, podaje drewniane menu, ale nie pozwala w nie zerknąć, bo osobiście recytuje, wspomagając się bogatą gestykulacją, wszystkie propozycje, które ma dla nas na dzisiejszy wieczór. Słyszymy historię La Solita Zuppa, to tradycyjna toskańska osteria, która nie ma stałego menu. Zestaw komponowany się każdego dnia z tego, co udało się akurat kupić. Wszystko przygotowywane jest na podstawie domowych receptur, w niewielkiej kuchni na końcu sali. Dla około 35 gości, którzy każdego wieczora siadają przy stolikach, gotują trzy doświadczone kucharki. Wśród pierwszych dań jest kilka zup, najbardziej charakterystyczna pomidorowa, pikantna z kurczakiem oraz z cukini. Są też pasty, tortellinii, tagiatellii, spaghettii. Drugie dania obfitują w mięsa, na początek wołowina na zimno, krojona w cieńkie plastry pozbawione całkowicie tłuszczu. Roberto bez mrugnięcia okiem zapewnia, że także kalorii. Z uznaniem kiwamy głowami, a Włoch kontynuuje przedstawienie płynnie przechodząc do delikatnego gulaszu z wieprzowiny, potem z rozbawieniem wymienia zalety królika skropionego cytryną. Bez chwili wytchnienia opowiada o kruchej jagnięcinie w sosie z papryki i maślanej grillowanej rybie. Czy już wiemy, czego sobie życzymy? Menu degustacyjnego, nad którym debatowaliśmy od wczoraj, przykro mu, ale w weekendy nie ma. Wszystko inne jest multo bene i na pewno nie będziemy żałować bez względu na to, co ostatecznie wybierzemy. Prosimy o zupę z cukini i pici w ragut z kaczki. W kilku innych restauracjach jadłam już ten skręcany w palcach makaron, tu jest bezapelacyjnie najlepszy. Przyjemnie miękki, niezbyt gruby o nieregularnej linii obficie przykryty słodyczą drobiowego sosu. Z zupy wyławiam ćwiartki grillowanej cukini, która spokojnie leży na startych paskach parmezanu i przysłonięta jest soczystymi liśćmi świeżej bazylii. Składnikom na pewno nie brakowało intensywnego słońca, w tej kompozycji prezentują się doskonale
 Popijamy czerwone wytrawne domowe wino z Montepulciano, które tuż obok w szklanej karafce zostawiła dla nas Luka. Jest cierpkie z dominującą owocową nutą, już sam zapach zniewala. Ten pełen przyjemności wieczór potrawa jedynie dwie godziny, bo na tyle właściciele zapraszają swoich gości. To wystarczający czas, by posmakować toskańskiego jedzenia i atmosfery. Przed południem podają lekkie śniadania i obiad, potem siesta i ponownie Lukę wpisującą nazwiska w notesie można spotkać dopiero o 19.00. W ten sposób działa większość rodzinnych osterii. Nikt nie narzeka, nie protestuje, goście rozsmakowani w ofercie, którą mają dla nich właściciele nasycają wszystkie zmysły. Luka i Robertto dbają o każdego z nich, pojawiają się przy stolikach, obejmują, dopytują o wrażenia, potrzeby. Zupełnie niepostrzeżenie i bez wysiłku, czy nachalności roztaczają wokół domowy klimat. Osobiście serwują poszczególne dania. Na drugie przed nami pojawia się jagnięcina w towarzystwie paprykowej kompozycji, dobrze wyostrzona, podawana z ciecierzycą. Mięso jest kruche i delikatne, pokrojone w niewielkie kostki. Sos gęsty i zachęcający, by maczać w nim czekające obok w koszyczku świeże pane.
Zwieńczeniem uczty jest deser, włoskie dolce, Luka z kuszącym uśmiechem wymienia dzisiejsze propozycje. Melonowy sorbet i kawowa pana cotta zgodnie z obietnicą nie rozczarowują. Sorbet intensywny i z ograniczoną ilością cukru, a śmietana z dodatkiem prawdziwej włoskiej kawy, otoczona karmelowym sosem – mistrzostwo. Tego wieczora odmawiamy tylko raz- gdy Robertto na koniec proponuje filiżankę czarnego, aromatycznego espresso. Na taką dawkę energii jest zdecydowanie za późno.
Adres:
La solita zuppa
Via Porsenna 21, Chiusi koło Sieny
tel. 0578 21 006
1 Response
walek52 says:
Pani Sylwio!Zazdroszczę!Pragnę uczestniczyć w kursie
kulinarnym w Toskanii,proszÄ™ o kontakt na e-maila.